- Przechodziliśmy kryzys. Nie wiedziałam, jak się potoczy nasze małżeństwo, ale zawierzyłam Bogu. Powiedziałam, że jeśli mąż jeszcze żyje, to nadal jest szansa – mówi Beata Wijas.
Państwo Wijasowie mieszkają w Białogardzie. Są małżeństwem od 23 lat. Ten czas dzielą na dwie równe części. W szczęściu i niedoli – Przez 12 lat miałem problem, który niszczył moją rodzinę, a ja nie zdawałem sobie z tego sprawy – mówi pan Mirosław. Mąż pani Beaty jest zdiagnozowanym alkoholikiem i pracoholikiem. Próbował się ratować sam – bezskutecznie, bo jeden nałóg zagłuszał drugim. Małżeństwo stanęło na rozdrożu. Nie pomagały prośby, bo pan Mirek wiedział lepiej, jak ma postępować. – Bywały momenty, że nie byłam pewna, czy mąż jeszcze żyje – wspomina pani Beata. Dopiero dramatyczne doświadczenia życiowe pomogły mu w podjęciu decyzji o leczeniu. Miał wtedy 34 lata.
– Mam wrażenie, że przespałem połowę swojego życia, ale jestem wdzięczny Beacie, że tyle na mnie czekała – mówi pan Mirek. Mimo że wtedy nie należał do żadnego ruchu kościelnego, kiedy nadarzyła się okazja pomocy w Roli siostrom ze Wspólnoty Dzieci Łaski Bożej, zgłosił się na ochotnika. – Dostałem tępą siekierę i poproszono mnie o uporządkowanie terenu wokół pobliskiego krzyża. Karczowałem te krzaki z ogromną złością, ale zawsze tyłem do krzyża, nie śmiałem spojrzeć na Jezusa – wspomina pan Mirek. Gdy wyszedł z ośrodka leczenia uzależnień, razem z żoną zaczęli pracować nad swoim związkiem i relacjami z Bogiem. Chociaż nie od razu.
– Minęły trzy lata zanim dostaliśmy propozycję formacji w Domowym Kościele. Idąc na pierwsze spotkanie, nie wiedzieliśmy, co nas czeka, ale nie mieliśmy nic do stracenia – mówi pani Beata. Ta forma na tyle ich wciągnęła, że zostali na dłużej. Po trzech latach mieli za sobą „jedynkę”, „dwójkę” i „trójkę” – czyli wszystkie stopnie formacji. – Czerpiemy garściami z tego, co daje nam Domowy Kościół. Uczestniczymy w rekolekcjach, od jakiegoś czasu pomagamy jako animatorzy, bo chcemy podzielić się tym, przez co sami przeszliśmy – wyjaśniają. Każde wakacje to wspólne wyjazdy formacyjne, bo jak sami przyznają, w Domowym Kościele mogą normalnie funkcjonować i zbliżać się do Boga. – Poszerzają się nasze horyzonty, poznajemy nowych ludzi, którzy podobnie jak my chcą, aby ich małżeństwo było pełne Boga – wyjaśnia pani Beata. Jako animatorzy realizują się we wspólnych zadaniach. – Razem to nam nawet tapetowanie nie wychodzi, żeby nie ryzykować trwałości związku remont powierzyliśmy fachowcom, ale na rekolekcjach jesteśmy zespołem, który świetnie się uzupełnia – dodaje pan Mirek.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |