– Czasem jest mi przykro, że mimo trudu, jaki włożyłam w to, by się czegoś dorobić, tu przyjdzie mi umierać. Ale tu jest Bóg. Jemu oddaję wszystko i dziękuję za opiekę, jaką jestem otoczona – mówi Daniela Dzierbicka.
Ciepłych słów nie szczędzą też Halina Urbańska i Daniela Dzierbicka. Obie zgodnie podkreślają, że jest to miejsce, w którym każdego dnia spotykają się z życzliwością i troską zarówno personelu świeckiego, jak i sióstr. – Nie mam słów, żeby opowiedzieć, jak cudowni pracują tu ludzie – mówi Halina Urbańska, która w Skrzeszewach mieszka drugi rok. – Dziękuję Bogu, że tu trafiłam. Ostatnio mieszkałam u wnuczki w Płocku, ale ze względu na jej wyjazdy zdecydowałam się na to miejsce. Sama nie mogłam mieszkać, bo co wyszłam z domu, budziłam się w karetce. Tu jestem bezpieczna i mam wszystko, czego potrzebuję. Najbardziej cieszę się, że na miejscu jest kaplica. Bez Boga nie umiem żyć. Codziennie odmawiam Różaniec, koronkę i modlę się do Jezusa, któremu oddałam swoje życie, żeby poprowadził je do końca – wyznaje pani Halina, której uśmiech nie znika z twarzy.
– To prawda, to miejsce jest prezentem od Boga – wtrąca pani Daniela Dzierbicka. – Mieszkam tu od roku, od 6 lat jestem wdową. Mam dzieci, ale dzieci jak to dzieci. Pozakładały swoje rodziny. Czasem do mnie zajrzą. Od lat choruję na cukrzycę, przez nią nie mogę chodzić, tracę wzrok. Codziennie dziękuję Bogu, że teraz mam dach nad głową, że jest czysto, przytulnie. Czuję się tu jak w domu, chociaż to nie jest dom. Nie miałam łatwego życia. Urodziłam siedmioro dzieci, z czego dwoje zmarło, ciężko pracowałam, miałam dwa udary, ale Bóg mnie ocalił. Tęsknię tylko za rodziną. Jedyna pociecha w Bogu. Jak przychodzi do nas na salę kapelan, zawsze nam powtarza, że Bóg nas nie opuści – mówi pani Daniela.
Nasze kochane „babcie”
– Od 10 lat prowadzę tu terapię zajęciową. Wspólnie malujemy, bawimy się, słuchamy piosenek – mówi Agnieszka Traczyk. – Nikogo do niczego nie zmuszamy. Chcemy tylko naszym paniom umilić czas. To są naprawdę „nasze kochane babcie”, które potrzebują uwagi. I my im to dajemy. A one traktują nas jak wnuczki czy córki – mówi z uśmiechem pani Agnieszka. – Jest to wyjątkowe miejsce, w którym można uczyć się pokory i szacunku do życia – dodaje Monika Kaczyńska, logopeda. – Na naszych oczach tak wiele osób odchodzi. Pracując z niektórymi, nieraz patrzyliśmy na ich cierpienie czy zmagania. Trudno jest też patrzeć, jak jakaś osoba chce wydobyć z siebie słowo i nie może tego zrobić. Wówczas oddałabym wszystko, żeby jej pomóc. Rozumiem też te panie, które nie chcą patrzeć na siebie w lustrze. W każdej z nich staram się widzieć kogoś mi bliskiego. Wtedy nie mam problemu z cierpliwością – zapewnia M. Kaczyńska.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |