- Nikt aniołem się nie rodzi, do tego się dojrzewa. Podobnie do swojej pracy dojrzewają pracownicy socjalni -mówi Halina Komenda.
Codziennie docierają tam, gdzie są najbiedniejsi, najmniej poradni, najbardziej samotni lub chorzy. Dzień Pracownika Społecznego to czas, gdy ich praca zostaje dostrzeżona. W tym roku działania sandomierskiego Ośrodka Pomocy Społecznej zostały zauważone także przez Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej i uhonorowane specjalną nagrodą i wyróżnieniem.
Nie przekreślają nikogo
– Nasze działania mają dwojaki charakter. Jedne wynikają z ustawy o pomocy społecznej, którą państwo ma obowiązek zabezpieczyć dla każdego obywatela. I tak udzielamy schronienia, zapewniamy posiłki i pomagamy zaspokajać inne niezbędne potrzeby samotnym, chorym, wykluczonym społecznie, ofiarom klęsk żywiołowych. W ramach licznych projektów i kampanii wspieramy rodziny wielodzietne, pomagamy niepełnosprawnym, troszczymy się o dzieci i młodzież z rodzin dysfunkcyjnych – wymienia Halina Komenda, dyrektor sandomierskiego OPS-u.
Tego wszystkiego nie da się zrobić zza biurka. Aby efektywnie pomóc, trzeba dotrzeć do tych, którzy często nie mają odwagi czy sił, by się o coś upominać. – Zdajemy sobie sprawę, że najbardziej potrzebujący nie przychodzą prosić o pomoc, bo wstydzą się swojej bezradności, a osoby starsze i chore często nie są w stanie do nas dotrzeć. W wielu sprawach konieczna jest opinia, czy prośba jest uzasadniona. W takich sytuacjach swoją rolę wypełniają pracownicy socjalni – dodaje pani Halina. To oni codziennie docierają do osób starszych i samotnych, aby przez chwilę porozmawiać, posprzątać, zrobić zakupy; często są ich jedyną rodziną.
– Każdy dzień jest inny, przynosi nowe sprawy, problemy i zadania. Nie są to łatwe przypadki. Ja w moim rejonie docieram do rodzin z problemem alkoholowym. Pomagam im zrozumieć tę chorobę, próbuję przekonać do leczenia. Sukcesem jest, gdy udaje się uratować osobę uzależnioną i rodzinę oraz naprawić to wszystko, co w nich emocjonalnie popękało. Są także i porażki, gdy mimo wspólnego wysiłku i leczenia ktoś wraca do nałogu. Mimo to nie rezygnujemy. Jeśli nas nie wpuszczają drzwiami, to wchodzimy oknem. Nie przekreślamy ludzi, tylko o nich walczymy – opowiada Iwona Olechowska.
Podczas codziennych zajęć pani Iwona dociera także do ludzi samotnych, chorych psychicznie czy niezaradnych życiowo, którym nie układa się w życiu. – Pamiętam jedną dziewczynę, która pochodziła z rodziny patologicznej, gdzie nie przekazano jej pozytywnych wartości ani wzorców. Jako młoda kobieta urodziła dwoje dzieci, które oddała do ośrodka opiekuńczego, bo nie radziła sobie z ich wychowaniem. Potem znów przyszło na świat dwoje dzieci i zaczęliśmy walczyć, aby spróbowała je wychować. Była zbuntowana, pełna agresji, ale z czasem, po długiej pracy, rozmowach dostrzegła piękno macierzyństwa i zrozumiała, jak dużo daje rodzina. Dziś, mimo że mieszka daleko od Sandomierza, często pisze i dziękuje za pomoc – opowiada pani Iwona, pokazując zdjęcie dwóch maluchów wychowywanych dzielnie przez mamę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |