Nie gotuj, tylko bądź

- To są nasze słoneczka - uśmiecha się Barbara Zelik. - My zaś dla nich jesteśmy albo rodzicami, albo babciami. Relacje między młodymi wolontariuszami a pacjentami często przybierają wręcz rodzinny charakter. Dzieli ich kilkadziesiąt lat, za to łączy bardzo wiele. Przede wszystkim przyjaźń.

Babcie i wnuczki

Pani Irmina z własnej woli trafiła do DPS w Sandomierzu. I tu spotkała swoją przyszywaną wnuczkę. Edytka pojawiła się wraz z grupą wolontariuszy, była wówczas w szkole ponadgimnazjalnej. Bardzo polubiły się z panią Irminą. Kiedy po maturze Edyta wyjechała na studia, podczas każdego pobytu w Sandomierzu przybiegała do „swojej babci”. Także teraz, kiedy mieszka i pracuje w Anglii, nie zapomina i odwiedza ją, telefonuje. Przysyła też małe upominki, niedawno podarowała pani Irminie specjalny kubek z widokiem Londynu, opatrzony swoim podpisem. Ponieważ sama bywa u niej rzadko, w zastępstwie przychodzi jej mama. – To jest coś niezwykłego, że obce osoby będące w tak różnym wieku tworzą niebywale silną więź – podkreśla wyraźnie wzruszona Małgorzata Pruś, kierownik Działu Opiekuńczo-Terapeutycznego. Do pani Irminy młodzież przychodzi bardzo chętnie. – Czasami jest tu nawet po 8 osób – opowiada mieszkanka DPS. – A że pokoik nie jest duży i brakuje krzeseł i miejsca na wersalce, więc rozsiadają się na dywanie. Uczniowie chętnie słuchają porad pani Irminy, która przez wiele lat sama była wolontariuszką w hospicjach. Skwapliwie czerpią naukę z jej doświadczeń.

– Zawsze podkreślam, że najważniejsza jest obecność przy drugim człowieku. Moja ciotka kiedyś powiedziała, że wolałaby zjeść obiad składający się z jednego dania niż z trzech, w zamian za czas poświęcony jej, a nie gotowaniu – tłumaczy pani Irmina. Osobą bardzo lubianą przez wolontariuszy jest Zofia Stąpór, którą uważni widzowie mogli dwukrotnie zobaczyć na małym ekranie w serialu „Ojciec Mateusz”. – Znam masę piosenek, pieśni i bardzo lubię śpiewać – zwierza się pani Zofia. – Dlatego, gdy odbywają się jakieś występy, uroczystości, bardzo chętnie włączam się i śpiewam razem z młodzieżą. – Zresztą pani Zosia niejeden raz zawstydziła i zaskoczyła wszystkich znajomością tekstów piosenek – dodaje Agnieszka Łukaszewicz, instruktor ds. kulturalno-oświatowych. – Jeżeli nawet mają po kilkanaście zwrotek, zna je wszystkie, do ostatniej linijki.

– Kontakty z młodzieżą są nam bardzo potrzebne, ale wydaje mi się, że korzyść z nich jest obopólna – mówi pan Jan. – Jest to doskonały sposób na integrację, ale także na uświadomienie im, że nie będą zawsze młodzi i piękni, że kiedyś – zupełnie niespodziewanie – przyjdzie starość. Obcowanie z mieszkańcami DPS pozwoli im się obyć z ograniczeniami podeszłego wieku, a w przyszłości lepiej sobie z nimi radzić. Ale nie tylko te kwestie są istotne. Pan Jan jest bowiem wielkim erudytą, a swoją rozległą wiedzą i znajomością literatury wzbudza ogromne uznanie. W dowód wdzięczności za odwiedziny stara się przygotowywać małe niespodzianki. – Kiedyś wyrecytował nam prawie całą księgę „Pana Tadeusza” – wspomina Bożena Myl-Ciszkiewicz, nauczycielka i opiekun wolontariuszy w Collegium Gostomianum. Z wiedzy pana Jana i jego życiowych doświadczeń, którymi chętnie się dzieli, młodzież czerpie pełnymi rękami. – Rozmawiamy o codziennym życiu, kłopotach i naturalnie sercowych rozterkach, wszak czas szkoły średniej wiąże się z pierwszymi wielkimi miłościami – pan Jan zdradza tematy swoich pogaduszek z młodzieżą.

Wagę tych rozmów podkreślają również wolontariusze. – Jeżeli wsłuchamy się i wyciągniemy wnioski z rad, ostrzeżeń i doświadczeń nabytych przez starsze osoby, z pewnością uda się nam uniknąć w życiu wielu błędów – mówi Diana Ufniarz, uczennica klasy maturalnej w I LO. Ale nie zawsze spotkania upływają w poważnej, refleksyjnej atmosferze, częściej towarzyszy im szczery śmiech. – Chętnie przytaczają nam różne zabawne anegdoty – opowiada Martyna Obarska, uczennica I LO. – Ja najchętniej rozmawiam z panem Janem – zwierza się Martyna Rdzonek. – Jest niesamowitą osobą. Przyznaję się, że zdarza mi się zapomnieć i traktuję go jak własnego dziadka. Nie odczuwam zupełnie różnicy pokoleń, podobnie zresztą jest w kontaktach z innymi osobami. Na zmiany zachodzące w podejściu nowych wolontariuszy do chorych zwraca uwagę pan Piotr, pracujący również na zasadzie wolontariatu w Zakładzie Pielęgnacyjno-Opiekuńczym. – Najpierw widać lekki dystans, ale on szybko mija. Ci młodzi mają tutaj prawdziwą szkołę życia, która zaprocentuje w przyszłości, i możemy być pewni, że wyrosną z nich dobrzy ludzie.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg