DOM jest mi potrzebny, bo… „będę mogła odpocząć od swoich problemów i poznać ciekawych ludzi!”, „chcę się rozwijać, uczyć, poznawać, cieszyć, bawić, pomagać” – te marzenia zielonogórskiej młodzieży wkrótce się urzeczywistnią.
Rozłożyć, a potem schować parasol
Program opierający się na kolejnych stopniach liderskich sprawdza się. Świadczy o tym nie tylko otrzymana w ubiegłym roku wojewódzka nagroda Społecznik Roku, ale przede wszystkim sami liderzy. – To prawdziwa szkoła życia, ale wiem, że warto. Tu nauczyłam się nie tylko punktualności, troski o przyjaźń i empatii, ale przede wszystkim odpowiedzialności. Kiedyś górę brał mój egoizm, często było tylko: „ja”, a teraz nauczyłam się: „my” – mówi Sandra Kołodziejek, studentka kierunku pedagogiki. Takich świadectw jest znacznie więcej. – To miejsce nauczyło mnie dużego opanowania, dążenia wytrwale do celu, ale też konsekwencji w działaniu. Po prostu zadziałała nasza wspólnota – dodaje student fizjoterapii Daniel Niemyt.
– To miejsce dało mi poczucie bezpieczeństwa. W moim życiu bywało różnie, nie zawsze było ciekawie. Potrzebowałem wsparcia i pan Dawid zawsze mi pomagał. To mój drugi dom i odskocznia od problemów codzienności. Gdyby nie to miejsce, nie wiem, co by się ze mną stało – przyznaje Rafał Kostrzewa, który prowadzi własną firmę z ojcem.
Dawid Juszczyszyn sam zawdzięcza swój rozwój dobrym ludziom. – Kiedyś nie było socjoterapii. Kiedyś była oaza i harcerstwo. Na mnie wpłynęła oaza, zarówno grupa, jak i jej poszczególni animatorzy, m.in. Jolanta Janisio. To oni pierwsi znaleźli mnie na ulicy i uwierzyli we mnie, dawali mi poczucie bezpieczeństwa, pomagali mi pod każdym względem i nauczyli mnie odróżniać dobro od zła. Obok nich pojawili się również dorośli. Tym pierwszym jest właśnie ks. Eugeniusz Stelmach. On mnie wspierał i najlepiej wiedział, czego mi potrzeba. Starą stodołę w Przemkowie, skąd pochodzę, przebudował na mały i skromny kościół i oddał nam – młodzieży klucze od tego Domu, a my sprawiliśmy, że tam działo się wielkie dobro. Nasz proboszcz nigdy nam nie przeszkadzał, ale wręcz przeciwnie – cieszył się, że mamy swoje miejsce, w którym tętniło życie nie tylko w dzień, ale i w nocy. Wysyłał nas każdego roku na letnie i zimowe oazy, za które w całości zawsze płacił, a nawet nas tam zawoził swoim samochodem.
Gienek, bo tak mówiliśmy wtedy na niego między sobą, (śmiech) nie zdążył z powodów zdrowotnych zbudować dużego i bogatego w wystrój kościoła z cegieł, ale dla mnie zbudował coś o wiele bardziej wartościowego – żywy pomnik z młodzieży, a ja jestem tego namacalnym dowodem! Myślę, że Jan Paweł II jest z naszego Gienka dziś bardzo dumny. Ojcze Eugeniuszu, dzięki Tobie jestem tu, gdzie jestem, i za to będę Ci wdzięczny do końca życia. Dla mnie i dla mojej młodzieży jesteś Wielkim Człowiekiem! – mówi wzruszony mąż i tato dwóch córek. – Pierwsze pieniądze, jeszcze jako niewierzący w siebie i pogubiony młodzieniec, zarabiałem właśnie w kotłowni w Przemkowie. To była bardzo trudna i brudna praca, ale nauczyła mnie odpowiedzialności i wytrwałości, szczególnie że trzeba było wstawać w zimie o drugiej w nocy, gdy inni moi rówieśnicy w tym samym czasie spali w czystej i ciepłej pościeli.
Niedawno Dawid otrzymał nagrodę „Lubuskiego Anioła Roku”. – Nie zdążyłem jej jeszcze odebrać – śmieje się. – Absolutnie nie czuję się aniołem, ale jeśli inni uważają, że jestem, to się cieszę. Wiem, że mam wokół siebie mnóstwo takich aniołów, dzięki którym młodzież może realizować swoje pasje. Zresztą każdy z nas może być aniołem dla innych. Trzeba umieć rozłożyć nad młodymi parasol opieki, ale też w odpowiednim momencie go złożyć, kiedy są już gotowi do wyjścia i pełnienia odważnych oraz odpowiedzialnych ról społecznych – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |