Homolobby wszczęło nagonkę na nowego szefa Mozilli Brendana Eicha. Czym podpadł mu człowiek znany jako twórca JavaScriptu, podstawowego języka programowania przeglądarek?
Tym, że gdy w Kalifornii toczyła się debata nad wprowadzeniem do konstytucji stanowej zakazu legalizacji tzw. „małżeństw homoseksualnych”, Eich przekazał 1 tys. dol. (słownie: jeden tysiąc) na kampanie na rzecz tej poprawki.
(Nawiasem mówiąc, poprawka ta została przyjęta w referendum i ostatecznie obalona została dopiero przez Sąd Najwyższy USA)
Ten tysiąc dolarów (cóż to jest naprzeciw kwot, które znane postacie życia publicznego i korporacje łożą na homolobby?) stanowi prawdziwy kamień obrazy. Szef Mozilli nie wypowiada się publicznie przeciw homoseksualistom. Nie do końca wiadomo, jakie są jego przekonania religijne (jest chrześcijaninem, być może katolikiem. Wiadomo, że jest absolwentem matematyki i informatyki na prowadzonym przez jezuitów Santa Clara University). Kierowana przez niego firma oferuje takie same świadczenia socjalne dla pracowników homoseksualnych, jak dla żyjących we małżeństwach, a wykupione przez nią ubezpieczenie zdrowotne pracowników obejmuje świadczenia, związane z operacjami tzw. zmiany płci.
Dla homolobby to wszystko za mało. Jak widać, chodzi mu o utrącenie szefa znanej firmy tylko za to, że publicznie dał świadectwo swych niepoprawnych politycznie poglądów.
Smaczku całej sytuacji dodaje fakt, że darowizna Eicha został przekazana zanim jeszcze został szefem Mozilli. Wcześniej jednak nikomu to nie przeszkadzało. Problem pojawił się dopiero wtedy, gdy Eich z szefa pionu technicznego awansował na szefa Mozilli. Przekaz kampanii przeciw nim jest więc taki: jeśli chcesz być kimś ważnym, nie możesz występować (nawet symbolicznie) przeciw homolobby.
Nasza sonda: Jakiej przeglądarki internetowej używasz?
Sejmowe komisje na wtorkowym posiedzeniu zaproponowały, by zmiany weszły w życie od przyszłego roku.