Od życia dostały drugą szansę i teraz nie chcą zmarnować ani minuty. Są bardziej aktywne niż niejedna zdrowa osoba, pomagają też innym, przed którymi stanęło widmo choroby.
Wychowane dzieci, dom w trakcie budowy, praca zawodowa. Grażyna Guzik miała całkiem normalne życie. Koszmar zaczął się 12 lat temu, gdy zdiagnozowano u niej nowotwór złośliwy sutka.
Grażyna
Przeżyła szok, załamanie i piętno wyroku, bo w rodzinie chorowano na nowotwór i walkę przegrano. Załamanie było tym większe, że przecież dbała o swoje zdrowie. Chodziła systematycznie do lekarzy i robiła badania kontrolne. Gdy odkryto guzek, ginekolog uspokajał i twierdził, że z tym da się żyć. Ona jednak najpierw poszła na mammografię, potem miała jedno, a następnie drugie USG. I właśnie wtedy okazało się, że ma aż trzy guzki, a lekarz kazał zrobić biopsję i szukać dobrego szpitala. Operację miała w Krakowie, potem zaczęła chemioterapię. – Już na pierwszej chemii zaczęłam tracić włosy, brwi i rzęsy, a paznokcie nabrały kolorowych odcieni – wspomina. – Przed każdą chemią musiałam brać sterydy i wyglądałam jak bokser, a dolegliwości były ogromne: brak smaku, popękany język, migdały jak pocięte żyletką – dodaje.
Udało jej się dotrwać do końca terapii. Potem była hormonoterapia. Wszystko było dobrze przez dziesięć lat. Rok temu zaczęła mieć problemy z wrzodami i przy okazji odkryto przerzuty na lewy płat wątroby. I znów się nie poddała. – Fatalnie czułam się po chemii, powiedziałam nawet lekarzowi, że wolę umrzeć, niż brać kolejną dawkę. Przeszłam na tabletki. Teraz mam zastrzyki hormonalne. I żyję – mówi z uśmiechem. Po 12 latach od pierwszego starcia z rakiem kilka dni temu podjęła pracę zawodową.
Teresa
Teresa Szostak oglądała bajkę z wnuczkiem. Gdy maluch oparł się na niej, poczuła gwałtowny ból w lewej piersi, a pod palcami wyczuła zgrubienie. Postanowiła działać. Wizyta u lekarza, mammografia i USG. Diagnoza: zapalenie piersi. – Niedorzeczne rozpoznanie, przechodziłam to już kiedyś i ból był zupełnie inny. Powtórzyłam badania i znowu nic nie wyszło, a ja czułam, że coś jest nie w porządku – mówi. Kolejna mammografia i wynik: 26-milimetrowy guz. Potem szło już szybko: operacja, mastektomia, chemioterapia, którą wspomina jak koszmar. Gdy okazało się, że nie ma przerzutów, rozpoczęła radioterapię. – Teraz jestem prawie na mecie. Zażywam tylko jedną tabletkę dziennie. Pokonałam raka i niemożliwe stało się możliwe – podkreśla.
Marzena
23 lutego 2012 roku Marzena Mordarska-Czuchra obchodzi 40. urodziny. W marcu mąż namawia ją na mammografię. – Okazało się, że jest guzek. Nie zaskoczyło mnie to, bo wiedziałam o nim. Byłam pod kontrolą lekarza, który kilkakrotnie twierdził, że można z tym żyć – wspomina. Mimo to przechodzi kontrolne badania w Mielcu. Dostaje skierowania na biopsję. 22 maja dowiaduje się, że wykryto komórki nowotworowe. Dostaje 70 proc. szansy na wyleczenie i skierowanie na kolejne badania. Zna już swego wroga – nazywa się rak zrazikowy naciekający. Podejmuje walkę. Razem z mężem szukają w internecie wszystkich możliwych informacji na jego temat. Bo, aby pokonać wroga, trzeba go dobrze poznać. Gdy ona walczy, mąż dba o dom i synów. W międzyczasie spotyka się z Grażyną Guzik, amazonką. Dowiaduje się o jej walce z chorobą. – Rozmowa z amazonką dla kobiety, która jest przed mastektomią, jest bezcenna – dodaje.
Gdy poddaje się operacji w Krakowie, jej synek odbiera swe pierwsze świadectwo. Żal rozstania przeplata się z walką o życie. Po powrocie do domu nie siedzi bezczynnie, ale zabiera się za zrobienie strony internetowej dębickich amazonek. Kilka dni później zaczyna chemię, a po 14 dniach wypadają jej włosy. Potem jest radioterapia i kolejne etapy leczenia. – Gdy po kilku miesiącach usłyszałam od lekarza: „Traktujemy panią jako pacjentkę wyleczoną”, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie – wspomina.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |