Napisałam: „W związku z operacją mojego syna będę nieobecna przez okres taki a taki”. I jakoś tak z automatu dodałam: „Proszę o modlitwę za moje dziecko”. A potem pomyślałam: „Nie no, chyba przesadziłaś, to jest urząd, a nie jakiś znajomy”.
Usunęłam to. Zaraz potem pojawiła się myśl: „Wstydzisz się Mnie? Jak urząd, to już nie prosisz?”. Napisałam po raz kolejny, wydrukowałam, jadę. Podjechałam pod urząd pracy i myślę: „O, kurczę, chyba jednak przegięłam z tą modlitwą”. Odjechałam, ale na drugi dzień przyszłam znów z tym pismem. Złożyłam, panie tam pracujące spojrzały na mnie, ale nic nie powiedziały.
Po paru dniach wracam do urzędu i mówię, że jednak jestem w Wodzisławiu. Słyszałam, jak kobiety mówiły między sobą: „Ta pani, co składała to pismo, nie pojechała jednak na operację”. Na co ja: „Nie, proszę pani, pojechałam na operację, ale operacja się nie odbyła. Pan Jezus zaczął uzdrawiać Pawełka”. Jedna z nich usiadła bez słowa.
Tak się zaczyna opowieść Beaty Mianowskiej z Wodzisławia Śląskiego, żony Piotrka, mamy Patrycji, Klaudii, Pawełka i Zosi.
Wywrócone życie
Pawełek urodził się 14 maja 2009 r. z wadą urologiczną – otwartym pęcherzem moczowym. Jego powłoki brzuszne nie zrosły się, miał dziurę w brzuchu, a spojenie łonowe było otwarte. Żeby je zamknąć musiał mieć łamane talerze biodrowe i przecinane kości miednicy. Po operacji, przez pierwszych 5 tygodni swojego życia, żeby wszystko dobrze się zrosło, „wisiał” z nóżkami związanymi do góry. Przez pierwsze 2,5 roku Pawełek sikał tzw. przetoką, dopiero podczas operacji w 2011 r. zrekonstruowano cewkę moczową i od tego czasu załatwia się... prawie normalnie. W marcu miała go czekać kolejna operacja – rekonstrukcji szyi pęcherza. Pół godziny przed nią prof. Małgorzata Baka-Ostrowska, urolog dziecięcy, zmieniła zdanie.
– Byliśmy przeciętną polską rodziną, raz w tygodniu chodziliśmy do kościoła i żyliśmy sobie tak, jak większość. Po urodzeniu Pawełka koleżanka wzięła nas do Czyżowic na modlitwę uwielbienia. Wtedy po raz pierwszy poczuliśmy, że Pan Bóg nas dotknął, spłynął na nas ogromny spokój. Można powiedzieć, że ten spokój trzyma nas do dziś – mówi Piotrek.
Pełne, stuprocentowe zaufanie Bogu – te słowa co rusz przewijają się w wypowiedziach Piotrka i Beaty. Trudno się im dziwić, bo gdyby opisać wszystkie łaski, jakich doświadczyli od Boga, to – parafrazując ewangelistę Jana – cały „Gość Katowicki” nie zdołałby tego pomieścić.
– Na początku mieliśmy straszny żal do Pana Boga. Z perspektywy czasu widzimy, że Paweł jest dla nas błogosławieństwem – mówi Piotr. – „Przyprowadził” nas do Domowego Kościoła i wszystko zaczął zmieniać w naszej rodzinie. Zaczęliśmy na co dzień żyć wiarą – dodaje Beata. Prawdziwe zmiany nastąpiły po rekolekcjach.
– W trzy tygodnie tak naprawdę cały świat nam się przewrócił. Pan Bóg zmienił każdą sferę naszego życia – przekonuje Piotrek.
Patrzymy na Pawełka – radosny, uśmiechnięty, wygadany chłopczyk. Bardzo trudno zorientować się, że coś jest nie tak. Nawet jego rodzice zapominają, że jest chory. Prowadzi nas do pokoju, pokazuje obraz z wizerunkiem świętego papieża.
– To jest Jan Paweł II z różańcem, a tam jest Maryja – tłumaczy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |