Spała w ciumie za kołem podbiegunowym, pięć dni jechała plackartą, łapała stopa, podróżując „drogą na kościach”, ale przede wszystkim przeżyła mnóstwo serdecznych spotkań z obcymi ludźmi, którzy dzieli się z nią wszystkim, co mieli.
Droga na kościach
– Moja druga podróż na Syberię, również z Witkiem, odbyła się w ubiegłe wakacje. Wybrałam Kołymę, gdzie więźniowie obozów w ciężkich warunkach budowali drogę z Madaganu do Jakucka. Wielu z nich zginęło przy pracy i są pochowani w tej drodze – opowiada podróżniczka. Jej pielgrzymka „drogą na kościach” to hołd oddany tym, którzy zginęli. – Chciałam przejść ją pieszo, ale ze względu na zbyt duże odległości między miejscowościami i ataki niedźwiedzi, zdecydowałam się na przejechanie jej na stopa. W miesiąc pokonaliśmy 2 tysiące kilometrów. Nigdy nie wiedzieliśmy, gdzie będziemy spali kolejnego dnia, kogo spotkamy, a spotykaliśmy niesamowitych ludzi, którzy z wielką otwartością i życzliwością pokazywali nam, jak żyją – przyznaje Agnieszka. Byli honorowymi gośćmi w sanatorium w Tałaji, towarzyszyli rodzinie, która na weekend wybrała się na polowanie do „doliny śmierci”, stali się także jednymi z bohaterów filmu dokumentalnego, który kręciło moskiewskie Muzeum Gułagu. Wszystko przez przypadkowe spotkania przy drodze. – Na dłuższy czas utknęliśmy przy przydrożnym barze, kilkaset kilometrów od Madaganu. Nic nie jechało, a gdy przejechał samochód, nie zdążyłam podbiec do drogi. Nie było wiadomo, co robić dalej. Ale powiedziałam wtedy, że nic nie dzieje się bez przyczyny. I wtedy – co było niesamowite – podjechał do nas duży kopalniany samochód. To była ekspedycja z moskiewskiego muzeum, która zabrała nas ze sobą. Odwiedzali pozostałości po obozach, a towarzyszyli im świadkowie historii. Była tam też ekipa z Uniwersytetu Moskiewskiego, która podążała śladami Warłama Szałamowa, pisarza i poety rosyjskiego, więźnia gułagu. Z nimi udało nam się dotrzeć w miejsca, do których inaczej byśmy w ogóle nie dojechali, m.in. do obozu Dnieprowskie – wspomina Agnieszka.
Zimą wśród reniferów
Dwa tygodnie niedawnych ferii zimowych podróżniczka również spędziła na Syberii. Tym razem wybrała Workutę za kołem podbiegunowym. – Chciałam się przekonać, jak ludziom żyje się w ogromnych chłodach, ale chciałam też zobaczyć zorzę polarną. Wyruszając z kolegą do Rosji, mieliśmy wykupione bilety, ale nie planowaliśmy tego, co będziemy robić na miejscu. Okazało się, że na stacji kolejowej czekał na nas Ramil, którego wypytywałam na internetowym portalu podróżniczym o warunki życia w Workucie. Był ciekawy ludzi, którzy zimą przyjechali za koło podbiegunowe. Zaprosił nas do siebie, zapoznał ze swoimi przyjaciółmi, pokazał miasto – uśmiecha się Agnieszka, a słuchając jej opowieści można pomyśleć, że to wszystko jest bardzo proste. – To spotkanie pociągnęło za sobą kolejne. W końcu poznaliśmy też Stiepana, który jest Nieńcem. To nacja rdzennie żyjąca na tych terenach. U Stiepana w odwiedzinach byli jego krewni, którzy mieszkają 100 kilometrów od miasta. Zaproponowali nam, że możemy z nimi pojechać. Mieli skutery śnieżne, do których podczepili sanie.
W życiu tak nie podróżowałam. Nie miałam się czego złapać, prędkość potęgowała poczucie zimna, ale widoki były przepiękne. Doświadczyłam poczucia niesamowitej przestrzeni, byłam wzruszona wieloma odmianami bieli i słońcem, które położyło się na horyzoncie – opowiada podróżniczka. Na miejscu, na ogromnej białej przestrzeni, stały trzy ciumy. To drewniane, stożkowe konstrukcje o średnicy ok. 9 metrów, które przykryte są skórami reniferów. W nich toczy się całe życie wieloosobowych rodzin. – Przez kilka dni byliśmy gośćmi Jakoba, brata Siepana, i jego rodziny. Zajmują się hodowlą reniferów. Choć to coś znaczenie więcej niż hodowla, bo oni żyją w wielkiej przyjaźni z tymi zwierzętami. Widziałam to na własne oczy – podkreśla podróżniczka, zafascynowana spotkaniem z rodziną Jakoba. – Nieńcy, których jest około 35 tysięcy, prowadzą nomadyczny tryb życia. Są w stanie w kilka godzin spakować ciumę na sanie i zmienić miejsce zamieszkania. Podkreślają, że dobrze im się żyje, że warunki są ciężkie, ale są dumni z tego, co mają – mówi i jeszcze raz podkreśla, że spotkania z mieszkańcami Syberii pokazały jej, jak bardzo można cieszyć się z obecności drugiego człowieka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.
Na wzrost nowych przypadków zachorowalności na nowotwory duży wpływ ma starzenie się społeczeństwa.