Życie z nieuleczalnie chorym dzieckiem jest drogą. Przede wszystkim piękną, jak Asia. Bez Weronik jednak droga byłaby trudniejsza.
Życiowe szczęście
Asia rozpoczęła przedszkole. Domowe, indywidualne. Ciocie przedszkolne lepiły jej paluszkami ludki z plasteliny, śpiewały piosenki. – Aśka nadawała sens. Była jak księżniczka, wokół której toczy się życie zakochanego w niej dworu. Pan Jezus dał nam przykazanie miłości. My do wypełniania tego przykazania otrzymaliśmy Asię. Pełne spełnienie. Myłam jej ciało, karmiłam. Niby nic wielkiego. A tyle dobra. Po kryzysie rodzice ostatecznie uwierzyli, że śmierć przyjdzie. Ale skoro i tym razem Asia została przy nich, trzeba żyć zwyczajnie. I korzystać. Pojechali nad morze: mama, tata, starszy brat Szymon i Asia. Taki wariacki to wyjazd, bo z całym sprzętem umożliwiającym oddychanie, jedzenie. Asia na plaży, uradowana, łapała ustami morską bryzę. Paradoksalnym plusem nieuleczalnej choroby dziecka jest czas. Czas, by świadomie iść z dzieckiem i doceniać życie. Asia nie chodzi? Nie szkodzi, zaniesiemy ją. Nie słyszy? Nie musi. Czuje miłość. – Jej obecność była kawałkiem nieba na ziemi. Nawet jak ktoś mnie zranił poza domem, zwierzałam się Asi. Mówiła do mnie: „Aaaa”. Pocieszała. I to wystarczało. Kiedyś całą rodziną pojechali do sanktuarium. Przed kościołem podeszła do nich zakonnica – siwa, zgarbiona starowinka. Asia leżała w wózku. Siostra popatrzyła i mówi: – A ta to pójdzie od razu do nieba. – Wiemy siostro, wiemy. Ale nie teraz. – I to mi się podoba!
Droga krzyżowa
W 2011 r. Renata napisała Drogę Krzyżową, opisując drogę z chorym dzieckiem. „Panie Jezu, mój Zbawicielu. Pragnę w osobistej modlitwie przeżywać i kontemplować Twoją mękę i śmierć na Krzyżu. Ten Krzyż jest znakiem Miłości Boga do człowieka, znakiem zwycięstwa nad grzechem i ludzkimi słabościami, znakiem pojednania i przemienienia ludzkich serc”. Pisała również dla tych, którzy w drodze towarzyszą. Przecież za cierpiącym dzieckiem podążają współcierpiące tłumy. Weroniki pełne miłości, pasji i oddania. Stacja VI. Weronika ociera twarz Jezusowi: „Odważne Weroniki, gotowe, aby służyć w cierpieniu, aby nieść ulgę i ukojenie ran, aby wspierać i pomagać. Przy łóżku naszego chorego dziecka zgromadzili się niezwykli ludzie – kochające babcie, oddani lekarze i pielęgniarki, sympatyczna rehabilitantka, nauczycielka z nowymi szalonymi pomysłami zabaw. Są dla nas jak oaza na pustyni. Ich obecność jest jak słońce po długich pochmurnych dniach. Dobro objawia się w ludzkich gestach, słowach i czynach. Bezinteresowność, spontaniczność, wrażliwość – to cechy, które posiada odważna Weronika. W hospicjum są osoby, którym nie trzeba mówić, co mają robić. Z miłością pochylają się nad naszymi dziećmi”.
Powrót księżniczki
Nawracające krwotoki z nosa osłabiały, ataki padaczki bywały wycieńczające. Mimo to gdy tylko stan Asi się poprawiał, matka robiła wszystko, by życie dziecka było dziecięce. Zabawy, wyprawy na plac zabaw. A tam rówieśnicy. Zdrowe dzieci czasem dziwnie patrzyły, czasem nawet obśmiały. Zdarzały się jednak i te odważniejsze: – Kiedyś podeszła do nas grupka: „A psze pani, czemu Asia tak sapie, gdy oddycha?”. Wytłumaczyłam, że Asia jest chora. Dzieciaki pogłaskały Asię po rączce. „Proszę jej powiedzieć, że jest taka ładna”. Rodzice, jeśli tylko mogli, zabierali też Asię do kościoła. Asia na Mszy św. nie musiała nawet widzieć i słyszeć. Odczuwała pełniej. Inną rzeczywistość. Razem ze znajomą siostrą zakonną rodzice zaczęli przygotowywać Asię do Pierwszej Komunii. Miała się odbyć 11 maja. Krawcowa uszyła sukieneczkę. Prostą i subtelną, ale z gipiurą. „Niech będzie droższa” – pomyślała matka. Kto wie, czy to nie ostatnia sukienka? Wtorek, 29 kwietnia 2014 r. Asia wyraźnie cierpi. Oddycha coraz trudniej. Środa – bóle się nasilają. Czwartek – jest bardzo obolała. W piątek pani doktor zleca morfinę. Jednak Asia źle na nią reaguje. Konieczna jest reanimacja w domu. Ksiądz udziela jej sakramentu chorych. W sobotę stan dziecka się pogarsza. Asi trudno oddychać mimo koncentratora tlenu. Tymczasem Asia cały czas dziękuje. Czarnymi oczami. Za wszystko. Weronikom bliższym i dalszym. – Asia naprawdę powinna mieć na imię Wdzięczność... Rozebrali ją, czyściutko przebrali. Poszła spać. W nocy dostała wysokiej gorączki. W niedzielę przyjechała lekarka. – Pytam retorycznie: „I co?”. Odpowiedziała: „Pani wie co”. Tuliłyśmy się, na pocieszenie. Wtedy, w niedzielę, w domu zaczął działać Duch. A wraz z nim przychodzili znajomi i dalsza rodzina. Modlitwa, dużo modlitwy. Litania do Serca Pana Jezusa, Różaniec. Trwanie. Potem siostra Renaty przyniosła małej księżniczce białe buciki. Żeby pasowały do sukienki. Wszystko więc na Asię czekało. Czekała i ona. Kiedy Renata wieczorem w niedzielę chciała pójść na Mszę św., poprosiła córkę: „Tylko poczekaj na mnie”. Wiedziała, że Asia posłucha.
Noc z niedzieli na poniedziałek to noc wspólnej modlitwy, czuwania. I poranek: bezdechy, krew z nosa i ciągły spadek saturacji. Szymonek do mamy: „Mamo, tracimy ją”. I rozpłakał się. Matka tuliła i mówiła: „Dusza Asi odchodzi do nieba. Asia była z nami tak długo. Kochaliśmy ją, nadal będziemy kochać. To był dobry czas”. Lekarka wyłączyła pulsoksymetr. Żeby skupić się na Asi, nie na aparaturze. – A może coś maryjnego zaśpiewamy? – zaproponowała matka. – Była cicha i piękna jak wiosna – zaintonował ktoś. I nie wiedzieć, czy o Najświętszej Panience śpiewali, czy o panience różowej. Oddech Asi słabł. Mama nachyliła się nad dzieckiem i powiedziała cicho: „Możesz odejść”. Asia złapała ostatni oddech i leciutko odeszła. Rodzice ubrali Asię w komunijną sukienkę i białe buciki. Po tamtej stronie są jak znalazł.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |