Ich zdaniem, mamy bizneswoman to nie te, które zostawiają dzieci na 10 godzin dziennie pod opieką obcej osoby i idą do biura, ale te, które potrafią stworzyć sobie takie warunki pracy, by nie tylko spełniać się zawodowo, ale też być obecną, aktywną i zaangażowaną w wychowanie mamą.
Są pewne jednego – macierzyństwo to nie koniec kariery zawodowej, a dopiero jej początek. Co więcej, przekonują, że gdyby nie zostały mamami, nie starczyłoby im odwagi, by rzucić niezbyt satysfakcjonującą lub zajmującą godziny popołudniowe pracę i spróbować sił we własnej firmie. Dziś są szczęśliwymi i spełnionymi zawodowo kobietami. A co najważniejsze – mają czas na zabawę z dziećmi, spacery, place zabaw i wychowywanie swoich pociech.
Dziecięce emocje
Dorota Janicka była przekonana, że po urodzeniu synka wróci do pracy w wyuczonym zawodzie – bankowości. Stała umowa, dobre warunki pracy i szefowie, którzy czekali na nią z otwartymi ramionami – wszystko to przemawiało za tym, by kontynuować karierę zawodową. Jednak gdy urodził się Mateusz, zrozumiała, że nie potrafi zostawić go na wiele godzin dziennie z opiekunką. I że nie do końca ma ochotę wracać do pracy za biurkiem... – Już przed zajściem w ciążę marzyło mi się coś bardziej... „ludzkiego”, praca, w której będę czuła się spełniona i usatysfakcjonowana efektami. Przyjście Mateusza na świat było bodźcem do tego, by zacząć realizować to marzenie – opowiada.
Pani Dorota nie potrafi sobie przypomnieć, kiedy zafascynowała się fotografią. – Od kiedy sięgam pamięcią, zawsze robiłam mnóstwo zdjęć. Kiedy urodził się Matuś, zdjęć były już tysiące, aparat musiał być ciągle pod ręką. Uwieczniałam niemal każdą chwilę życia naszego nowego członka rodziny – od ziewnięcia, pierwszych uśmiechów, słodkich minek, po zabawę, nowe umiejętności, pierwsze kroczki, a potem już świadome pozowanie – wspomina. To był moment, w którym poczuła, że fotografia dziecięca sprawia jej największą przyjemność. Oprócz tysięcy kadrów swojego pierworodnego, zaczęła fotografować dzieci znajomych. A ponieważ informacje zwrotne były jednoznaczne i brzmiały: „Zajmij się tym na poważnie!”, postanowiła się podszkolić. – Zaczęłam dużo czytać. Książki, artykuły, w zasadzie wszystko, co wpadło mi w ręce. Ukończyłam kilka kursów internetowych w Akademii Fotografii Dziecięcej. Na tamten moment była to jedyna forma kształcenia, na jaką mogłam sobie pozwolić.
Pierwszy kurs pamiętam jak dziś. Odbywał się co drugi dzień od godz. 20. Czekałam na niego zwarta i gotowa, z wykąpanym i uśpionym dzieckiem. Siedziałam do nocy przy komputerze, zakopana we wskazówkach mistrzów. Pilnie odrabiałam pracę domową ocenianą przez instruktora – zdjęcia z wykorzystaniem nowych umiejętności czy ustawień aparatu. Potem przyszedł czas na naukę obrabiania zdjęć. Dużo nauczyłam się też dzięki radom profesjonalnych fotografów zrzeszonych na forach – wspomina mama Mateusza.
Po pierwszej sesji (Mateusz miał wtedy pół roku) zdecydowała się wejść w fotografię na poważnie. Zaczęło się kupowanie sprzętu, rekwizytów, konkretne decyzje. – Niezwykle ważną rolę odegrał też Klub Mamy, w którym dziewczyny nie tylko wspierały mnie w decyzji, ale też polecały mnie sobie pocztą pantoflową. I, oczywiście, wsparcie męża. Do dziś czasem śmieje się, że mam dobrze, bo realizuję swoją pasję, a on musi siedzieć w biurze i robić na kogoś – śmieje się. Aktualnie pani Dorota remontuje nowe studio fotograficzne i jest w trakcie zakładania działalności gospodarczej. – Co najbardziej lubię w swojej pracy? Możliwość uchwycenia dziecięcych uśmiechów, radości i emocji. Tego, co tak szybko mija, a co jest źródłem największych wzruszeń. Poza tym, choć fotografowanie dzieci nie jest łatwym zajęciem, są to jedyni tak szczerzy i prawdziwi modele, którzy nic nie robią na zawołanie. Jestem niezwykle spełniona w tym, co robię, i choć wydawać by się mogło, że sama sobie jestem szefem, tak naprawdę rządzi Mateusz, bo wszystko ustawiam pod jego potrzeby i możliwości – mruga porozumiewawczo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |