Mama ją odrzuciła. Najpierw wzięła pigułkę. Potem chciała ją usunąć operacyjnie. Urodziła się ze zdeformowanym ciałem. Dzisiaj jest już emerytką. W jej opowieści uderza spokój i wielkie zawierzenie.
W ośrodku, w którym przebywała, prawo pozwalało przebywać dzieciom tylko do czwartego roku życia. Ją trzymano sześć lat, naginając przepisy. Wspomniana lekarka z domu dziecka zorganizowała dla niej dom ze szkołą podstawową u sióstr miłosierdzia, też w Częstochowie. Mogła jednak tam trafić dopiero po roku. Jedna z wychowawczyń odwiozła Helenę z domu dziecka do rodziców, do Dąbrowy Górniczej. – Pamiętam to doskonale. Mama była w pracy. Ojciec bardzo się zdziwił, gdy nas zobaczył, ale zareagował spokojnie. Ugościł nas, rozmawiał z wychowawczynią. Gdy pani z domu dziecka chciała już wychodzić, ja w płacz. Myślałam, że przyjechaliśmy tylko w odwiedziny. Chciałam z nią wracać. Wówczas dowiedziałyśmy się, że jesteśmy z mieszkającymi tam dziewczynkami siostrami. W końcu opiekunka pojechała, a tata powiedział, że zostanę z nimi, bo to jest też mój dom – opowiada.
Jej dobre wspomnienia z tego czasu kończą się właśnie na tych słowach. Za chwilę wróciła matka. – Traktowała mnie jak powietrze. Tylko do moich sióstr rzuciła: „Zajmijcie się nią”. Pamiętam doskonale, jak to mówiła. Gdyby słowa były jak powiew wiatru, to chyba by mnie zmroziło – mówi dalej pani Helena. Ten rok nazywa koszmarem i bez wahania mówi, że w domu dziecka czuła się jak księżniczka, w porównaniu z tym, co ją spotkało od najbliższych, przede wszystkim od mamy. – Musiałam podkradać jedzenie kotom, bo mama dawała im lepsze mięso, a mnie resztki. Nie mogłam wychodzić na zewnątrz, ani nawet wyglądać przez okno, żeby mnie nikt nie zobaczył.
Pogodzona
Po roku znalazła się we wspomnianej szkole w Częstochowie. – Przez ten czas, który spędziłam w domu, nie udało mi się obronić tylko przed jedną rzeczą. Naprawdę uwierzyłam, że jestem gorsza i zaczęłam traktować to jako normalny stan rzeczy. Oprzytomniałam dopiero w tej szkole, gdy zobaczyłam, że są dzieci z większymi wadami niż moje, a ich rodzice otaczają je miłością, czułością. Nie wiem, jak to się działo, ale jako siedmioletnia dziewczynka zaczynałam rozumieć, że nie jestem gorsza – mówi pani Helena.
Po szkole podstawowej przyszedł czas na szkołę średnią. Zdała egzaminy, ale limit przyjęć był ograniczony. Zadzwoniła więc do najstarszej siostry, żeby wysondować, czy nie pomoże jej wujek z Warszawy, działający w polityce. Wujek nie tylko załatwił nową szkołę, ale też zawiadomił babcię. Dla babci to był prawdziwy szok. Była święcie przekonana, że jej wnuczka Hela nie żyje. I to wówczas, w 1967 roku, usłyszała od babci, co chciała z nią zrobić jej własna matka: jak umawiała się na aborcję, jak raz coś nie wyszło, a późnej coś przeszkadzało w spotkaniu.
Babcię, która niedługo później zmarła, widziała wtedy po raz pierwszy i ostatni. A pani Helena od 1967 roku mieszka w Przemyślu. Ukończyła szkołę, pracowała w poligrafii, dziś jest emerytką. Do Dąbrowy Górniczej pojechała po raz pierwszy na pogrzeb ojca. W kondukcie szła na końcu. Na stypie doszło do kłótni z matką. „Na twój pogrzeb na pewno nie przyjadę” – powiedziała jej. Potem pani Helena napisała do matki trzy listy. Na żaden nie dostała odpowiedzi. Kiedy matka 16 lat później umierała, Helena powiedziała siostrze, że przyjedzie, jeśli mama ją wezwie. Nie doczekała się jednak. Nawet na łożu śmierci kobieta nie pozwalała, żeby głośno mówiono o jej najmłodszej córce.
– Kiedy mama zmarła, nie mogłam sobie znaleźć miejsca, nie mogłam jeść, spać. Teraz widzę, że była to wielka walka: jechać czy nie jechać. W końcu zdecydowałam się pojechać. Gdy stanęłam w kaplicy cmentarnej i zobaczyłam jej trumnę, to jakby spadł mi z serca ogromny kamień, który gniótł mi je całe życie – opowiada. Mówi, że gdyby wówczas uniosła się złością, zamknęła swoje serce i nie przyjechała, pewnie nie pogodziłaby się tak łatwo z sobą i swoją historią. – Czasami zadaję Górze pytanie: po co Ci moje istnienie? Rodziny nie mam, ta, którą miałam, dała mi kopa. Jaki pożytek ze mnie?
Nigdy nie winiłam Boga za to, co mnie w życiu spotkało. Wiem, że On to dopuścił, a skoro tak, to musi dać mi siły, żeby jakoś sobie radzić – tłumaczy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |