W czwartek rano zaplanowano w Sejmie trzecie czytanie i głosowanie nad rządowym projektem ustawy "o leczeniu niepłodności", krytykowanym m.im. przez organizacje rodzinne, ginekologów, a nawet Sąd Najwyższy. Za projektem zagłosują PO, PSL i SLD, przeciw będą PiS i Zjednoczona Prawica. Z poparcia projektu chce się wyłamać część posłów PO, którzy mają wątpliwości do kilku kontrowersyjnych zapisów.
Trzecie czytanie projektu ustawy poprzedzi sprawozdanie sejmowej komisji zdrowia, która na ostatnim posiedzeniu zdecydowała o odrzuceniu zaproponowanych poprawek.
Komisja zdrowia rekomenduje posłom odrzucenie wszystkich poprawek zgłoszonych m.in. przez Jarosława Gowina ze Zjednoczonej Prawicy, a pochodzących z jego własnego projektu regulacji in vitro. Gowin zgłosił niedawno preambułę m.in. o "nienaruszalnej, niezbywalnej godności człowieka" oraz o "ochronie prawnej ludzkiego życia na każdym etapie jego rozwoju".
Zaproponował też, by w ustawie zapisać dostęp do procedury in vitro tylko dla par małżeńskich, co byłoby zgodne z Konstytucją RP. Liczba wytworzonych zarodków wynosiłaby dwa, co wykluczałoby możliwość tworzenia zarodków nadliczbowych (pod warunkiem, że i drugi byłby wszczepiany za pierwszym razem). Obowiązywałby zakaz niszczenia i selekcji zarodków, ale już nie zakaz diagnostyki preimplantacyjnej, choć tylko w odniesieniu do chorób uleczalnych.
W rządowym projekcie poseł Gowin skrytykował m.in. definicję ludzkiego zarodka, który uznano za "zbiór komórek", a nie żywy organizm. Jego poprawka definiuje natomiast zarodek jako "organizm ludzki powstały z połączenia ludzkiej gamety męskiej i żeńskiej".
Za błędne rozwiązanie Gowin uznał też możliwość tworzenia zarodków nadliczbowych, co w praktyce może oznaczać, że jeśli zostaną one zamrożone, to otrzymają tylko "warunkowe prawo do życia", gdyż zostaną wykorzystane dopiero, gdy nie udadzą się poprzednie zabiegi.
W sprawozdaniu komisji zdrowia znalazła się rekomendacja o odrzuceniu nawet uwag zgłoszonych przez Sąd Najwyższy. SN potwierdził w swojej opinii m.in., że rządowy projekt nie odnosi się do leczenia niepłodności, a niemal wyłącznie do in vitro.
SN wskazał, że regulacja leczenia niepłodności jako "kompleksowego zjawiska obejmującego szereg różnych rodzajów świadczeń zdrowotnych byłaby pożądana, jednak jest w ocenianym projekcie tylko pozorna, ograniczająca się do wymienienia wszystkich metod postępowania".
"Całość regulacji dotyczy bowiem wyłącznie metod zapłodnienia pozaustrojowego" - czytamy w opinii SN.
Za zasadniczą wadę projektu Sąd Najwyższy uznał także brak precyzyjnego określenia statusu zarodków jako najwcześniejszej formy życia ludzkiego (niemal identyczną definicję zarodka zastosowało Prawo i Sprawiedliwość, ale i ta poprawka ma być odrzucona). Wątpliwości SN wzbudził ponadto brak ograniczenia dostępności procedur medycznie wspomaganej prokreacji do par małżeńskich.
Kluby koalicyjne PO i PSL oraz SLD zapowiedziały poparcie rządowego projektu, choć prawdopodobnie nie zagłosują za nim wszyscy posłowie PO. Kilku z nich, jak Joanna Fabisiak, uzależniają swoją decyzję od ostatecznego kształtu ustawy. Posłanka nie poprze m.in. utrzymania zgody na mrożenie zarodków oraz ewentualnej poprawki do kodeksu rodzinnego, która uchyliłaby furtkę dla surogacji i umożliwiła korzystanie z in vitro przez pary homoseksualne.
Chodzi o kontrowersyjny zapis, o którym mówił Instytut Ordo Iuris. Jego zdaniem, rząd wyszedł naprzeciw najbardziej radykalnym postulatom środowisk LGBT, gdyż w ostatnim rozdziale projektu, w art. 91 pkt 3 przewiduje wprowadzenie do kodeksu rodzinnego i opiekuńczego art. 75¹ tworzącego możliwość uzyskania statusu prawnego ojca mężczyźnie względem obcego mu dziecka poczętego in vitro. W tym celu wystarczy, by matka surogatka nosząca ciążę z dzieckiem poczętym in vitro oświadczyła, że będzie on ojcem dziecka.
Sławomir Neumann pytany w TVP Info, czy w podczas głosowania ws. in vitro w klubie PO konieczna będzie dyscyplina głosowania, powiedział, że spodziewa się „kilka głosów, które będą inne”. W jego ocenie Platforma nie będzie miała jednak problemu z przyjęciem ustawy.
Przeciw rządowemu projektowi w proponowanym kształcie są Prawo i Sprawiedliwość oraz Zjednoczona Prawica.
Według rządowego projektu ustawy "o leczeniu niepłodności", o dostępie do zabiegu in vitro będą decydowały wyłącznie względy medyczne. Nie będzie żadnych ograniczeń wiekowych wobec kobiety poddającej się procedurze, podczas gdy np. program pilotowany od dwóch lat przez Ministerstwo Zdrowia zakłada granicę 40. roku życia.
W projekcie zapisano, że prawo do zabiegu będą miały wszystkie chętne pary, nie tylko małżeńskie, które udokumentowały, że w ciągu ostatniego roku poddały się leczeniu bezpłodności.
Projekt przewiduje zatem, że mężczyzna będzie mógł przekazać komórki rozrodcze kobiecie, z którą pozostaje w związku małżeńskim albo we wspólnym pożyciu, które jednak będzie musiało być potwierdzone zgodnym oświadczeniem dawcy i biorczyni.
Niezależnie od tego wymogu, w projekcie zakłada się możliwość przekazania komórek rozrodczych innym parom. Dopuszcza się zatem możliwość poczęcia dziecka przez rodzica, który jest nieznany i nie ma nic wspólnego z daną parą. Tworzyć to może nadzwyczaj skomplikowane sytuacje prawne. Sytuacja taka będzie wymagała tylko pisemnej zgody dawcy. Dopuszczalność przekazania komórek oceniać będzie lekarz.
Jednorazowo będzie można wytworzyć do sześciu zarodków, a więcej tylko gdy kobieta osiągnęła 35. rok życia, przeszła udokumentowane choroby wpływające na jej rozrodczość lub co najmniej dwie próby in vitro. W projekcie nazwano taką możliwość "zabezpieczeniem płodności na przyszłość". Chodzi o "działania medyczne podejmowane w celu zabezpieczenia zdolności płodzenia w przypadku niebezpieczeństwa utraty albo istotnego upośledzenia zdolności płodzenia".
Rządowy projekt spotkał się ze zdecydowaną krytyką organizacji rodzinnych oraz części specjalistów z zakresu ginekologii i położnictwa. Zwracali oni uwagę przede wszystkim, że dokument nie jest wcale pożądaną od dawna propozycją uregulowania kwestii związanych z leczeniem niepłodności, a jedynie próbą legalizacji "przemysłu in vitro", czyli już istniejących klinik sztucznego zapłodnienia, które od tej pory mają być dofinansowywane ze środków publicznych.
O tym, że „wobec inicjatywy uchwalenia złego prawa o in vitro naszym obowiązkiem jest przyjęcie prawa, które poprawi obecną sytuację, a nie ją bez zastrzeżeń zalegalizuje” przypominało w marcu br. Prezydium Episkopatu. Biskupi podkreślili w wydanym wówczas apelu, że „w procesie legislacyjnym nie można pomijać granic dla uczestnictwa w przyjęciu niemoralnego prawa, które stawia jasna i uzasadniona ocena etyczna oparta o uniwersalne wartości, które w jednakowym stopniu dotyczą wszystkich ludzi, tak wierzących, jak i niewierzących”.