– Miałem wrażenie, że papież mówi: „Ej, ty, Thomas, zajmij się tym”. I zająłem się – mówi prof. Thomas Hilgers, ojciec naprotechnologii. Był pierwszym głosem lekarskim za oceanem, który stanął do walki z in vitro, antykoncepcją i aborcją.
Z Sue więc zaczęli budować w stanie Nebraska instytut. „Zajęło nam to siedem lat.(…) Budowaliśmy wszystko na fundamencie wiary. Po pierwszym roku mieliśmy dramatyczny deficyt”. Hilgersa uratowali Rycerze Kolumba. Nikt inny nie chciał mu pomóc, nie dostawał żadnych dotacji stanowych, bo jego klinika odmawiała badań nad antykoncepcją czy metodami sztucznego rozrodu. Kiedy na Stolicy Piotrowej zasiadł Jan Paweł II, Instytut rozkwitł. „Jan Paweł II rocznie przekazywał nam 50 tysięcy dolarów. Byliśmy jedyną organizacją w USA, która otrzymywała fundusze papieskie” – wyznaje lekarz.
Hilgers jest pochłonięty badaniami, żyje problemami pacjentek, świętuje każde narodzenie ich dzieci. Ale wszystkim tym żyje też jego rodzina. Ma pięcioro dzieci i trójkę wnucząt. W wolnych chwilach słucha Presleya. I tylko jego. Grywa też na perkusji. Jako nastolatek zdobył trofeum najlepszego perkusisty w Minnesocie. Dzieci mają talent po ojcu. I wszyscy uwielbiają mecze futbolu i koszykówki. „Mamy dwa bilety na cały sezon na całą rodzinę i się nimi wymieniamy” – przyznaje Hilgers Terlikowskiemu. „Bo za dużo kosztuje kibicowanie całą rodziną”.
Paul, pierworodny, jest prawnikiem i pracuje w Instytucie Pawła VI. Przejmuje po tacie schedę. Steve i Teresa są rezydentami na ginekologii i położnictwie. Steve, podobnie jak starszy brat, jest też prawnikiem i ekonomistą. Teresa myśli o chirurgii. Matthew – urodził się w dniu ogłoszenia encykliki „Evangelium vitae” – chce studiować medycynę. Hilgersowie podkreślają, że nigdy swoich dzieci do niczego nie nakłaniali. Same chłonęły to, czym żyli rodzice.
Naprotechnolog przyznaje, że jego praca nie tylko wpłynęła na wybory dzieci, ale zaczęła „dotykać ludzi w sposób, którego nie przewidział”. Wiele jego pacjentek się nawróciło. Hilgers sam nie potrafi wyjaśnić tego fenomenu. Jako lekarz ma nie tylko wiarę, serce i wybitną inteligencję. Ma również charyzmę. I w tym, co robi, staje zawsze po stronie Boga. „Jestem tylko Jego instrumentem” – przekonuje. „Podjęliśmy decyzję w Instytucie, że będziemy naszej pracy poświęcać się w stu procentach, że damy z siebie wszystko. To dzieło było od samego początku w rękach Boga”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |