– Miałem wrażenie, że papież mówi: „Ej, ty, Thomas, zajmij się tym”. I zająłem się – mówi prof. Thomas Hilgers, ojciec naprotechnologii. Był pierwszym głosem lekarskim za oceanem, który stanął do walki z in vitro, antykoncepcją i aborcją.
Mojżesz w Księdze Wyjścia wzywa do rozmnażania się. A wy słuchacie Kościoła, który mówi wam, że dziecko to dar – rzucił do prof. Thomasa Hilgersa w czasie historycznej debaty w Poznaniu w 2011 r. prof. Marian Szamatowicz. „Dziwne, że do naszej dyskusji o in vitro i naprotechnologii z uporem wtrąca pan, profesorze, argumenty wiary. Używajmy tylko tych medycznych!” – spojrzał na przeciwnika amerykański lekarz.
Pierwsze chyba w świecie starcie „ojca” pierwszego dziecka z in vitro w Polsce z chirurgiem, ginekologiem i twórcą naprotechnologii trwało trzy godziny. „Pan nie jest naukowcem, profesorze Hilgers! Wyników pańskich badań nikt nie powtórzył na świecie. Nie widziałem też pana na żadnym naukowym zjeździe…” – mówił prof. Szamatowicz. Amerykanin spojrzał na Polaka i uśmiechnął się: „Cóż, kolego, nikt nie zaprasza mnie na zjazdy, w których pan uczestniczy, bo jesteśmy z dwóch różnych światów. Polecam panu podręcznik do naprotechnologii, przekona się pan, że wiemy na temat niepłodności więcej niż pan. I że nie niszczymy zdrowia pacjentek i nie zabijamy ludzkich istnień, tak jak pan to robi”.
Niestety, brak uznania wśród ginekologów dla Hilgersa jest faktem. Nic dziwnego, skoro amerykański lekarz wydał wojnę antykoncepcji, aborcji i in vitro w skali świata. Niestety, od początku był w tej walce sam. „Byłem sam, naprawdę sam. Miałem tylko rodzinę, prawie nie miałem przyjaciół” – mówi w rozmowie rzece z Tomaszem Terlikowskim. „Byłem jedynym człowiekiem w USA, którego zwolniono ze służby wojskowej za odmowę wykonania aborcji” – wyznaje. „Poddano mnie wtedy m.in. badaniom psychiatrycznym”.
Gorzej jednak Hilgers przyjmuje fakt milczenia amerykańskiego Kościoła. Episkopat USA nigdy go nie poparł. Kiedy lekarz podzielił się z kilkoma amerykańskimi księżmi swoim entuzjazmem dla encykliki „Humanae vitae” Pawła VI (to ten papieski dokument stał się dla niego bodźcem do stworzenia naprotechnologii), usłyszał: „Po co to czytasz?”. „To była dla mnie wielka próba wiary!” – mówi z bólem. „Ale jeśli się wierzy, to naprawdę można przetrwać i taką próbę”.
Kij w mrowisko
Postawny, wysoki mężczyzna z białą brodą, od razu budzi zaufanie. Mocny uścisk dłoni, ciepły głos i entuzjazm dla życia. Jak to Amerykanin. Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyliśmy się w Lublinie. Hilgers przyjechał z żoną. Zadbana blondynka, elegancki kostium, makijaż i równie ciepły ton głosu. Zrobili na mnie ogromne wrażenie. To dzięki inspiracji Sue w 1978 r., dokładnie w dniu śmierci papieża, powołano Instytut Pawła VI, pierwszy ośrodek w świecie, który diagnozuje i leczy niepłodność. To ona była jedynym wsparciem Thomasa, kiedy wyrzucano go z kolejnych szpitali za odmowy wykonania aborcji.
Hilgers szybko stał się ikoną sprzeciwu wobec ślepego postępu medycyny. Co ciekawe, ani tego nie planował, ani tym bardziej nie sądził, że zostanie lekarzem. „Wybrałem medycynę, bo mój starszy brat poszedł na te studia” – mówi w książce „Nadzieja na dziecko. Czyli cała prawda o naprotechnologii”. I zaraz dodaje: „Ale miałem świadomość, że jestem we właściwym miejscu”. Hilgers od początku angażował się w działania pro life. I tak poznał swoją żonę. Był 1971 rok. Sue organizowała sympozjum na uniwersytecie w Minnesota. Thomas miał wykład o aborcji. „Każdy z nas miał mówić 15 minut. Moje wystąpienie trwało pół godziny. Sue była o to naprawdę wściekła”. Hilgersowie śmieją się dzisiaj, że byli w zasadzie tylko na trzech randkach. „Poza tym przyklejaliśmy wspólnie znaczki, wkładaliśmy do kopert różne pisma w ramach działalności pro life”.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |