Jest ich dwunastu. Nie wstydzą się własnych uczuć, tego, że chcą być ojcami na maksa, do potęgi trzeciej.
Poleżę sobie i wstanę… Silniejsza – kartkę z tym napisem trzyma piękna kobieta. Twarz ma skierowaną do słońca. Błogo się uśmiecha. Może odpocząć, bo… jest na sesji zdjęciowej.
– To było nasze założenie: wyrwać kobiety z codzienności, z tej domowej przestrzeni, do której bardzo często zredukowały swój świat, by poświęcić się niepełnosprawnemu dziecku – tłumaczy zamysł Olga Kostrzewska, pomysłodawczyni charytatywnego kalendarza. Bohaterami są podopieczni Regionalnej Fundacji Pomocy Niewidomym z Chorzowa. Cały dochód jest przekazywany na jej działalność.
Olga Kostrzewska trafiła do Fundacji, szukając pomocy dla 2,5-letniej córeczki. – Kalinka jest niedowidząca. W Fundacji poznałam mamy dzieci, u których wada wzroku była sprzężona z innymi niepełnosprawnościami. Pomyślałam wtedy, że ich codzienność jest o wiele trudniejsza niż moja. Ja mimo wszystko mogę posyłać Kalinkę do żłobka i pracować. One musiały stanąć przed trudnym wyborem i zdecydowały się na rezygnację z aktywności zawodowej, by zająć się pracą z dzieckiem, jego rehabilitacją. Kalendarz miał być sposobem na opowiedzenie o ich bohaterstwie – wyjaśnia Olga.
W ten sposób powstało 12 pięknych, wyciszonych zdjęć, które zilustrowały kalendarz na 2015 rok. Sesja odbyła się w malowniczych krajobrazach Jury Krakowsko-Częstochowskiej. – Chcieliśmy pokazać, że mamy są piękne, są nadal kobietami. Stąd obecność fryzjera, makijażystki – mówi pomysłodawczyni. – Mam wrażenie, że panie dzięki tej akcji trochę odżyły, zapomniały na moment o ciężkiej codzienności. Na tyle nam się udało to osiągnąć, że po całej akcji tatusiowe sami zaczęli się upominać, że oni by też tak chcieli – śmieje się Olga.
Tak narodził się pomysł, by w 2016 roku bohaterami kalendarza byli tatusiowie.
5 razy A, czyli drużyna
Pozorny chaos, najmłodsi bohaterowie się niecierpliwią. Anula trochę gorączkuje, Olek chętnie by sobie pobiegał. Alunia na razie się uśmiecha, ale widać, że i jej cierpliwość się powoli kończy. Dookoła remont, a na zewnątrz prawie 40-stopniowy upał…
Ojcowie zdecydowanie nie mogli sobie podczas sesji wypocząć. Każdy z nich wystąpił z dzieckiem. Albo z… trojgiem, jak Arkadiusz Czerkies. Jest tatą trojaczków zwanych „Drużyną A”: Anny, Alicji i Aleksandra. Agnieszka Czerkies, ich mama, prowadzi poświęconego dzieciom bloga: milosc-do-potegi-trzeciej.pl. – Po sesji panie pytały, jak sobie z żoną radzimy z całą trójką. Mówiły, że jesteśmy w tym rozgardiaszu tacy spokojni, opanowani – śmieje się Arek, który był jednym z pierwszych ojców biorących udział w sesji.
– Najbardziej bałam się, czy uda nam się znaleźć 12 chętnych do zdjęć. Nie wiedziałam, jak ojcowie zareagują na taką propozycję. Ale okazało się, że nie odmawiali – wspomina Olga. – Ja nie miałem wyboru. Agnieszka, moja żona, po prostu poinformowała mnie, że będą zdjęcia do kalendarza. W sumie zgodziłem się, bo to wszystko dla moich dzieci. No i wierzę w magię Photoshopa – dodaje z uśmiechem.
Główny ciężar opieki nad całą trójką spoczywa na mamie – Agnieszce. Arek pracuje zawodowo, lecz stara się być z dziećmi tak często, jak to tylko możliwe. – Kiedy Aga jedzie z jednym do szpitala, ja zostaję z dwójką w domu. Staram się wtedy jakoś to wszystko ogarnąć, ale cały czas myślę, jak żona daje radę z trójką – mówi. Widać, że opieka nad dziećmi nie jest mu obca – z wprawą karmi, nosi na rękach, zabawia. A kiedy znika z pola widzenia Olkowi, maluch głośno dopomina się o jego powrót. Wszyscy troje mruczą z zadowolenia, gdy po kolei wtulają się w ramiona taty.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |