– Dziesiątka Różańca codziennie to chyba najlepszy prezent dla dzieci. Nie na dziś, nie na jutro, ale na całe życie. Tu, na ziemi, i potem, daj Boże, w niebie – uważają małżonkowie ze Zbąszynka.
Poświęcisz codziennie pięć minut dla swoich dzieci? Dziesiątka Różańca w ich intencji to bezcenny dar. Wiedzą o tym dobrze osoby należące do róż różańcowych rodziców modlących się za dzieci. Październik to dobry moment na założenie takiej grupy w swojej parafii, a nie trzeba wiele!
– Najpierw weszłam na stronę internetową: rozaniecrodzicow.pl, przedstawiłam propozycje proboszczowi, stworzyliśmy wspólnie z mężem prezentację multimedialną, która była reprezentowana w parafii przed Mszami św. i po nich – wylicza Katarzyna Roszyk z parafii pw. Najświętszego Zbawiciela w Gorzowie Wlkp., gdzie są dwie róże rodziców modlących się za dzieci. – Kilka razy przemawiałam też w kościele podczas ogłoszeń parafialnych i zachęcałam do wstąpienia do róży. Poza tym rozmawiałam osobiście z bliskimi mi osobami i zachęcałam je do tej modlitwy. Nie byłoby to możliwe bez wielkiej pomocy i zaangażowania naszego księdza proboszcza – dodaje.
Liczymy na pomoc z góry
W intencji swoich dzieci modlą się małżonkowie Katarzyna i Jacek z Gorzowa Wlkp. – Zachęcili nas znajomi, którzy stworzyli różę w Krakowie. Brakowało im jednej czy dwóch osób, więc dołączyliśmy do nich. Potem koleżanka stworzyła róże w parafii pw. Najświętszego Zbawiciela w Gorzowie i tam też zaczęliśmy się modlić. I w ten sposób jesteśmy w dwóch – tłumaczy Katarzyna Mataczyna. – Powód jest prosty. Nasze dzieci dorastają w świecie obecnie zupełnie innym od tego, w którym my dorastaliśmy, więc zagrożeń i pokus jest z każdej strony co niemiara. Tak naprawdę jako rodzice nie jesteśmy w stanie zapewnić dzieciom takiej opieki, jak byśmy chcieli, bo jest tak wiele czynników zewnętrznych niezależnych od nas. I trudno mieć gwarancję, że „będzie dobrze”. Dlatego liczymy na pomoc z góry. Skoro nie można liczyć na ludzi, to trzeba zdać się na Boga. Oczywiście nie tylko w sytuacjach awaryjnych On jest naszą ostoją, ale myślę, że nie ma nic pewniejszego niż „pilnowanie” naszych dzieci przez Pana. Poza tym Różaniec jest modlitwą skuteczną i przez wieki sprawdzoną. Dlatego nie ma co wymyślać czegoś specjalnego, tylko oprzeć się na tej prostej modlitwie – dodaje.
Małżonkowie mają się za kogo modlić, bo prowadzą rodzinny dom dziecka. – Oprócz czwórki własnych dzieci, jedno jest już w niebie, mamy pod swoim dachem jeszcze ósemkę innych – wyjaśniają. – Ludzie dziś patrzą w większości na to, by zapewnić dzieciom dobry start, edukację i parę gadżetów materialnych, a zapominają o zapleczu duchowym. Dzięki wieloletniej modlitwie matki św. Augustyn nawrócił się. Dlaczego więc nie myśleć w tych kategoriach o naszych dzieciach? Warto zorganizować taką różę u siebie w parafii, aby dać swoim dzieciom coś, czego nikt nie daje. A przecież jako rodzice modlący się za dzieci stajemy na wysokości zadania, dbając o ich zbawienie. Pan Jezus mówił: „Gdzie dwaj lub trzej zgromadzeni są w imię moje, tam ja jestem wśród nich”, a w róży jest nas dużo więcej i nasze dzieci otrzymują pewną dawkę duchowego wsparcia każdego dnia – dodaje.
Inspiracją Zelia i Ludwik Martin
W Rzepinie są już cztery róże różańcowe rodziców. Wszystko zaczęło się w maju ubiegłego roku. – Powstały od razu dwie grupy, bo tak wielu rodziców wyraziło chęć przystąpienia do takiej wspólnoty. Niemal natychmiast, bo już po miesiącu, powstała trzecia róża, a jesienią czwarta. Patronami pierwszych dwóch grup są błogosławieni, a niedługo już święci, Zelia i Ludwik Martin, czyli rodzice św. Teresy od Dzieciątka Jezus, trzeciej – św. Rita, a czwartej św. Jan Paweł II – wyjaśnia Ewa Sadowska z Rzepina, która z mężem Mariuszem modli się za swoje dzieci na różańcu. Róże powstały w maju, ale pomysł na nie zrodził się o wiele wcześniej. Inspiracją do tego była książka pt. „Dobre drzewo”. – Opowiada o życiu rodziny św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Za jej sprawą przeżyłam prawdziwe rekolekcje i odnowę duchową. Nie jest to bowiem biografia obfitująca w daty, nazwiska, chronologicznie poukładane fakty, ale szczere świadectwo wiary, pięknej i świętej miłości małżonków oraz rodziców do dzieci. Od tej książki nie mogłam się wprost oderwać i niejednokrotnie wzruszałam się do łez.
Zelia i Ludwik Martin pokazują, jak kochać Boga i bliźniego, jak wychowywać dzieci, aby zachować je od skalania grzechem, jak przekazać im w prosty sposób prawdy wiary i dobrą nowinę o Bogu, który jest miłością, a przede wszystkim jak żyć – tłumaczy pani Ewa. – Po jej przeczytaniu czułam, że Bóg oczekuje ode mnie czegoś więcej i nie przez przypadek ta lektura trafiła do moich rąk. Tak zaczęły się rozważania nad tym, co można by zrobić. Z pomocą przyszedł mój brat, ksiądz w diecezji toruńskiej, u którego w parafii założono taką grupę modlitewną. Poczytałam na ten temat i wiedziałam, że to jest to. Poprosiłam ks. Krzysztofa Ornatowskiego, który był wówczas wikariuszem w naszej parafii, o zajęcie się tą sprawą i wszystko ruszyło. Obecnie opiekę nad grupą przejął nowy wikariusz, ks. Mieczysław Łęcki – dodaje.
Wraz z powołaniem do życia wspólnoty różańcowej rodziców powstało dziecięce Podwórkowe Koło Różańcowe. – Automatycznie pierwszymi członkami tego kółka stały się w większości nasze dzieci. Naturalną konsekwencją stała się nasza regularna, wspólna, rodzinna modlitwa i to jest najpiękniejszy owoc, jaki wydała ta inicjatywa – przyznaje pani Ewa. – Przedtem modliliśmy się wspólnie, ale raczej sporadycznie, a od chwili wstąpienia do wspólnoty jest to nasz codzienny rytuał. Nieważne, gdzie jesteśmy – w domu, w gościach czy na wakacjach. Wspólne odmawianie Różańca przynosi nam pokój, pogłębia wiarę i łączność z Bogiem, umacnia więzi między nami – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |