– Jestem staroświecki, bo uważam, że prawdziwy mężczyzna musi być odpowiedzialny – mówi Zbigniew Rudnicki. – Moja odpowiedzialność to utrzymanie żony, pięciorga dzieci i doprowadzenie ich do Chrystusa.
Modlitwa w jasność
– Bardzo mnie dobiło wyrwanie z wioski – opowiada. – Byłem nieśmiałym chłopakiem, który siedział w kącie i milczał. Mieszkałem w internacie, byłem zahukany, bez przyjaciół. Nie chodziłem na katechezę, ale jakimś cudem trzymałem się jednej modlitwy. Prawie wyjąc, prosiłem: „Panie Boże, zmień moje życie!”. Na co dzień nie dawałem po sobie poznać, co czuję, bo mój tato nigdy nie objawiał uczuć, a ja to od niego przejąłem. Był rok 1985, kiedy brat powiedział mi, że w Głogowie odbywają się spotkania modlitewne wspólnoty charyzmatycznej. Pojechałem tam i doświadczyłem wiele życzliwości. Zebrani głośno i gorąco się modlili, tak że zaraziłem się tym od nich, aż rodzice w domu się dziwili, że coś ze mną nie tak. Zacząłem jeździć na kolejne rekolekcje. Poznałem Marię Jurczyńską – jedną z inicjatorek odnowy charyzmatycznej w Polsce. Głosiła rekolekcje nawet w seminariach duchownych, co było wyjątkiem w tamtych czasach. W porywie ducha w 1986 roku zorganizowałem w swojej wiosce rekolekcje charyzmatyczne w stodole. Przyjechało na nie trzydzieści kilka osób i tak nam się spodobało, że powtarzaliśmy je przez dziesięć lat. Podczas modlitwy o uzdrowienie widziałem, jak ludzie są ściśnięci w środku jakimś gorsetem i potrzebują uwolnienia. Wiem, o czym mówię, bo sam to przez lata przeżywałem. Razem z nawróceniem przyszło do mnie poczucie akceptacji samego siebie. Jezus Chrystus, który słuchał przez lata mojego jęku, sprawił, że poczułem, jak mnie kocha. Nie mówię o emocjach, ale nowym stylu życia. Kiedy budzę się rano i myślę, jak wiele mam spraw do zrobienia, to zanim zacznę narzekać, proszę Go, żeby wszedł w nie, i od razu czuję się spokojniejszy. Czym różni się ta modlitwa od modlitwy chłopaka w technikum górniczym? Wtedy to było wołanie w ciemność, a teraz widzę jasność. Moje życie radykalnie się zmieniło, choć przecież nie stałem się kustoszem wszelkich cnót. Za to dobrze rozumiem słowa św. Pawła: „Moc w słabości się doskonali”. Tam, gdzie jestem słaby, daję Panu Bogu szansę. Mam wredny charakter – jak ostro spojrzę na studentów albo na moje dzieci, to się mnie boją. Ale stale walczę o lepszą twarz.
Trafić w sedno
Trzy lata temu razem z innymi rodzinami z parafii salezjańskiej pw. św. Jana Bosko w Lubinie założyli Salezjańską Wspólnotę Rodzin „Nazaret”. – To się zaczęło od opisanych w mediach jako skandal otrzęsin uczniów w gimnazjum salezjańskim, w którym uczą się nasze dzieci – opowiada. – Oczerniano naszego obecnego opiekuna – ks. Marcina Kozyrę. Kiedy komuś niesprawiedliwie dzieje się krzywda, natychmiast reaguję, nawet jak miałbym dostać po głowie. Dlatego w jego obronie napisaliśmy protest do telewizji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |