Będziesz moją babą?

Poznali się pod koniec lipca. We wrześniu wzięli ślub cywilny, w październiku – kościelny. Potem wychowali ośmioro dzieci. A teraz już na spokojnie mogą cieszyć się wnukami. Na razie jest ich „Tylko” 21.

Sukienka i sweter

Pani Henryka na obóz przyjechała dwa dni później niż wszyscy. Jurek miał samochód, więc to on odebrał ją i jej kuzynkę z Wejherowa. – W ogóle nie zwrócił na nas uwagi – żali się jego żona. – Przecież musiałem prowadzić auto – usprawiedliwia się pan Jerzy. – Mało tego, jak dojechaliśmy, to mąż koledze, który wiedział, z jaką intencją przyjechał na wanogę, powiedział: „Tak jakoś żadna dziewczyna nie wpadła mi w oko, ale poczekam, bo jeszcze dwie mają dojechać”. Na co on: „No właśnie je przywiozłeś”.

W Jerzym coś się zmieniło już pod koniec obozu, na Mszy w kościele franciszkanów w Wejherowie. Jerzy Chmielewski opuszcza na chwilę pokój, w którym rozmawiamy, i przynosi zdjęcie. Na nim piękna młoda kobieta o blond włosach. – Tak wyglądała żona 37 lat temu – mówi z dumą w głosie i wraca do opowieści sprzed lat. – Chwilę rozmawialiśmy i się rozjechaliśmy. Żona wróciła na Górny Śląsk, a ja pojechałem jeszcze na wschodnią część Warmii – wyjaśnia. Tam obozowało duszpasterstwo, do którego należał, z siedzibą przy katedrze Chrystusa Króla w Katowicach. Do Suwałk planował zabrać także Henię, ale ta nie chciała o tym słyszeć. – Dla mnie niewyobrażalne było nie wracać z wanogą. Pół wagonu zajętego, gitary, śpiew… Zapytał inną koleżankę i pojechała. Ale potem skomentowała to tak: „Po co on mnie o to prosił? Cały czas o ciebie się pytał!” – wspomina pani Henryka.

Jakieś dwa tygodnie po obozie urodziny miał Jurek. Zaprosił na nie uczestników wanogi. Byli wszyscy poza jego przyszłą żoną. W końcu pojawiła się i ona w pięknej, granatowej sukience, którą uszyła sama specjalnie na tę okazję. – Wiele osób zamarło wtedy z wrażenia – wspomina jej mąż. – Po tych urodzinach Jurek odprowadził nas do autobusów, złapał mnie za rękę, a wcześniej pożyczył mi sweter – opisuje pani Henryka. – Niemiecki! – precyzuje mąż.

W sukience z urodzin 16 września Henryka poszła na ich cywilny ślub. Kościelny wzięli w piątek 6 października w kościółku akademickim na panewnickiej kalwarii. Ona miała 25, on 27 lat.

Co ciekawe, Henryka wcale za mąż wychodzić nie chciała. Bała się, bo wokół siebie nie miała dobrych wzorców mężczyzn. Mąż miał być wierzący i znać się na wychowywaniu dzieci. Na szczęście Jurek skończył resocjalizację. Na obozie okazał się też bardzo uczynny; a to porąbał drewno na ognisko, a to woził jedzenie. Na dodatek chodził do Komunii i mądrze mówił na tematy wiary.

– Ślub miał miejsce na 11.,12. i 13. stacji Drogi Krzyżowej. To był sakrament, związek w cieniu innej Miłości. Tej najwyższej, wzorowej. Stanęliśmy przed ołtarzem, którego integralną częścią są wypisane słowa z Listu do Galatów: „Nie daj, Boże, bym się miał chlubić z czego innego jak z krzyża Pana naszego” – wyjaśnia pan Jerzy.

«« | « | 1 | 2 | 3 | » | »»

TAGI| RODZINA

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg