Wracając kiedyś do klasztoru, spotkałem mężczyznę. Szedł się pomodlić, bo żona nie chciała mu przebaczyć.
Miłość jako wartość, jako coś do zdobycia, osiągnięcia czy wzajemnego ułożenia z kimś, zostaje sprowadzona do rzędu tego, co „zaspokaja potrzeby”, ma ona służyć człowiekowi. Problem przebaczenia ludzie najczęściej widzą, wychodząc z takiego właśnie rozumienia miłości. Jest ona dla nich wartością, która im się należy. Stąd też trudności z przebaczeniem: „Jak on mógł to zrobić?! Nie potrafię mu przebaczyć”. Jednak tak rozumiana miłość nie dotyka samego centrum człowieka, pozostaje na zewnątrz jego serca. Serce może w niej mieć upodobanie, ale nie jest ono przez miłość przemienione i zdeterminowane. Człowiek w swojej głębi pozostaje zamknięty, zalękniony, nietknięty przez miłość, która jest samym życiem, istotą osobowego istnienia.
Wracając kiedyś do klasztoru, spotkałem mężczyznę – szedł się pomodlić, bo żona nie chciała mu przebaczyć. Uznał swoją winę. Być może już kiedyś też zawinił i wówczas został przyjęty. Teraz nie. Żona już mu nie wierzy. Dla niego jest to sprawa zasadnicza. Wali się cały sens życia – mają przecież dziecko, które on bardzo kocha. Żona domaga się rozwodu. Jest wobec tego bezsilny. Prosił już o rozmowę z księdzem, ale i ona nic nie rozwiązała. Pozostaje modlitwa.
Ta sytuacja pokazuje, jak z jednej strony brak przebaczenia jest odmową miłości, zaufania, zerwaniem współbycia, wspólnoty szczególnego rodzaju, intymności „my”. Z drugiej – że przebaczenie jest jedyną drogą przywrócenia tej więzi.
Gdyby bowiem wyobrazić sobie wspólne „dobre życie” tych ludzi bez przebaczenia, przyjęte jako status quo, to przecież byłaby to jedynie „tolerancja” zdrady, swoisty układ o nieagresji, układ poszanowania wzajemnych interesów. To nie byłaby miłość, lecz zgoda na jej brak. Myślę, że kobieta kojarzyła przebaczenie z taką tolerancją. Nie wierzyła w przemianę. Jednocześnie jednak uważała, że mąż zniszczył coś, co jej się należało jako żonie. I to jest prawda, że jej się to należało. Jej dramat polega jednak na tym, że miłość jest dla niej czymś, wartością, a może nawet układem wzajemnych relacji, i to takim, który „jej się należy”. Jest „poszkodowana w miłości” i tak będzie zawsze, bo sama nie żyje miłością, „nie jest” miłością. Miłość nie stanowi o jej sposobie istnienia. Brak przebaczenia zamyka ją w „zranieniu miłości”.
Jedynym lekarstwem na tę sytuację jest przebaczenie. Jest ono lekarstwem dla obu stron. Nie tylko dla tego, który zranił, ale i dla tego, kto został zraniony. W obu przypadkach chodzi ostatecznie o odkrycie i uznanie żywej miłości, o zrozumienie, że tylko w miłości jest życie. Poza nią istnieje jedynie szara egzystencja.
*
Włodzimierz Zatorski OSB, Przebaczenie, Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC