Świat jest na wyciągnięcie ręki, a brak dużych pieniędzy na koncie czy w portfelu nie musi być przeszkodą w wyprawach do odległych krajów.
Zobaczę Mount Everest
Tam spędził 66 dni. – Tej podróży nie miałem dobrze zorganizowanej. Wiedziałem, co mniej więcej chcę zobaczyć, i miałem dogadany pierwszy nocleg u couchsurfera. Po wylądowaniu w Bombaju wszedłem w wielki tłum ludzi i hałas. Taksówką wcale nie było łatwo dotrzeć do miejsca, gdzie miałem spać. Okazało się też, że mój gospodarz, który twierdził, że mieszka sam, dzielił jeden niewielki pokój z 9 współlokatorami – opowiadał Oskar. W czasie wyprawy nie chciał wydać zbyt wielu pieniędzy, oszczędzał m.in. na noclegach.
– Kilka razy spałem na dworcu albo kupowałem nocny bilet na pociąg. Czasem zamiast wydać 6 zł na taksówkę, wolałem przejść 10 kilometrów. Po prostu mogłem. Czas mnie nie gonił, cieszyły mnie widoki, m.in. w Goa, pięknym stanie na południu Indii – wspominał. Był m.in. w Kalkucie czy Darjeeling, aż w pewnym momencie, patrząc na mapę, zobaczył, że jest już niedaleko Himalajów. W internecie przejrzał możliwości, zaopatrzył się w parę cieplejszych ubrań, bo ze sobą nic odpowiedniego nie miał, i zadecydował, że rusza do Nepalu. Tuż po przekroczeniu granicy trafił na strajk. Jedyne, co jeździło, to motory, tylko tak mógł w dwa dni dostać się do stolicy, skąd samolotem leciał do Lukli – bazy wypadowej pod Mount Everest. Trekking do Everest Camp Base trwał 9 dni. Namiot, wodę i jedzenie zabrał ze sobą, żeby po drodze nie wydawać dużych pieniędzy. Buty mu się rozkleiły, więc powiązał je linką.
– Trasa nie jest trudna, ale wymagające są duże różnice wysokości. Było coraz mniej tlenu, dlatego na 5-tysięcznik Kala Pattar, z którego widać najwyższą górę świata, stawiałem po 20 kroków i na dwie minuty musiałem się zatrzymywać. Udało się – opowiadał.
Autostopem do Chin
Tak w ostatnie wakacje podróżował Tomasz Korgol, nauczyciel historii z Wrocławia. Nim dotarł do Chin, stopem przejechał Ukrainę, Rosję i Mongolię. Dodajmy, że nie była to jego pierwsza podróż, bo przemierzać świat zaczął zaraz po maturze. Śpi pod namiotem lub u couchsurferów, a kolejne kilometry przemierza „na stopa”. W ten sposób mocno obniża koszt swoich wakacji. Tym razem, nie licząc przelotu powrotnego z Chin do Polski, wydał 450 zł. A jakie ma rady dla przyszłych podróżników? – Zawsze pakuję się do dwóch plecaków. Jeden jest duży, a drugi mały. Chodzi o to, że nawet jeśli stracę wszystko to, co mam spakowane w tym dużym bagażu, to zawartość małego plecaka pozwoli mi wrócić do Polski – tłumaczył. – Jeżdżąc stopem, przyjmuję taką zasadę, że nie zdradzam się ze swoimi poglądami politycznymi. Jeśli mój kierowca jest socjalistą, to ja też, jak jest anarchistą, to ja też mu przytakuję. Wiem, że polityka to temat bardzo szybko prowadzący do kłótni, a tego wolę uniknąć – wyjaśniał.
Tomasz twierdzi, że Chiny go zauroczyły i że wbrew stereotypom to nie jest zacofany kraj, może tylko prowincja, ale tam praktycznie nikt nie mieszka. Gdy tylko przekroczył granicę od strony Mongolii, poczuł się jak gwiazda filmowa, bo ustawiały się do niego kolejki Chińczyków, którzy chcieli zrobić sobie z nim zdjęcie. Dodatkowo przez fortel tamtejszej policji stał się bohaterem głównego wydania wiadomości jako uratowany turysta, który zabłądził na chińskiej autostradzie. Propaganda propagandą, ale wspomnienia wywołujące śmiech zostaną na zawsze.
– Największy problem miałem z komunikacją, bo Chińczycy angielskiego praktycznie nie znają. Z łapaniem stopa poradziłem sobie w taki sposób, że miałem kartkę napisaną po chińsku z wyjaśnieniem, czym jest autostop, i pokazywałem ją kierowcom, którzy się zatrzymywali – opowiadał.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |