Dowiedziała się o tym dopiero jako dorosła. Dzisiaj Jola ma 52 lata.
Domagam się gwarancji
W Ryśku Jola zakochała się od pierwszego wejrzenia. Wzięli ślub, urodziły się im dzieci. Niestety, Rysiek dużo pił. Za dużo. – Grałem też na fliperach. Cierpiały na tym nasze dzieci, bo zamiast po pracy poświęcać im czas, szukałem imprez – wspomina dzisiaj Rysiek. – Popełniłem wiele błędów. Teraz to powoli naprawiam – dodaje. Siedzi obok żony i razem opowiadają swoją historię. Jolę wciągnęły pielgrzymki do Matki Bożej – zachęciła ją do nich sąsiadka. To one związały ją z Maryją i Kościołem. Ponieważ Rysiek pił, w jej życiu był obecny jednak lęk. W czasie jednej z pielgrzymek na Jasną Górę przed samą Częstochową, idąc do sklepu po napoje, potknęła się i przewróciła jak długa. Doznała bolesnego urazu barku. – Jak wróciłam, mówię: „Chwila, chwila, Panie Boże, ja byłam pod opieką Twoją, tak? A jakieś ubezpieczenie? Co mam z tym robić?”. Na modlitwie jakoś przychodziło do mnie zdanie: „Nic z tym nie rób”. No ale jak to nic? – wspomina dzisiaj wesoło.
Zaczęła jeździć na zabiegi do Bytomia, po których miała jeden dzień ulgi, a potem ból wracał, ale jeszcze mocniejszy. – Lekarze straszyli mnie operacją. Wtedy dzięki przyjaciołom poszłam na spotkanie wspólnoty ewangelizacyjnej. W czasie modlitwy usłyszałam, jak ks. Dawid mówi, że jest tu kobieta, która zostaje uzdrowiona z bólu prawego barku, z lęku i jeszcze z czegoś, do czego sama nie umiałam się nawet przyznać – wspomina. Od razu zaczęła ruszać barkiem – okazało się, że ból zniknął. Z lęku też została uleczona. Choć w domu nadal bywało źle, ona przyjmowała to tak, jakby to wszystko działo się u sąsiadów... Na spotkania tej wspólnoty zaczął też jeździć Rysiek. Intrygowało go, że jego żona wraca z tych spotkań promieniejąca radością. Obserwował. Jakoś wciągało go to, co działo się na wspólnocie, ale do Komunii św. tam nie przystępował. Nie szedł też do spowiedzi.
Niestety, był też coraz gorszy w domu. Kobieta nie wspominała o tym swojej mamie, uważając, że ta już dosyć w życiu przeszła. Szczególnie trudny był dla Joli koniec roku 2013. W pewnym momencie poczuła już nawet nienawiść. – W końcu powiedziałam: „Panie Boże, tak dalej być nie może. Ja tego ślubu na targu nie brałam. Garnki mają gwarancję, ja też się domagam”. A później uciekła z domu na rekolekcje ignacjańskie do Czechowic.
Te rekolekcje okazały się dla niej bardzo ważne – zwłaszcza jeśli chodzi o uczenie się zaufania do Jezusa. – Kiedy wróciłam, w domu było wciąż tak samo. Ale po dwóch tygodniach mąż sam zdecydował się iść na kurs ewangelizacyjny „Nowe Życie” – wspomina. Rysiek nie sądził, że na „Nowym Życiu” może go spotkać coś wielkiego. A jednak. Kiedy się nad nim modlono, doznał stanu, nazywanego we wspólnotach charyzmatycznych „spoczynkiem w Duchu”. – Byłem w takiej miłości Bożej, że nie da się tego opowiedzieć. Nie chciałem stamtąd wracać. W tym momencie zostałem też uzdrowiony duchowo i fizycznie. Od tej chwili w ogóle nie ciągnie mnie alkohol, choć przez 28 lat dużo piłem. Pan Bóg mi to zabrał. To samo z hazardem. Żona mi to wymodliła – mówi.
Do domu z rekolekcji „Nowe Życie” Rysiek wrócił z... kwiatami, które wręczył Joli. O tym wszystkim Jolanta złożyła świadectwo w czasie pielgrzymki przed kilkoma tysiącami ludzi. – Czytałam je z kartki, bo gdybym zwyczajnie mówiła, pewnie bym się rozpłakała – opowiada. Przeczytała to świadectwo także swojemu ojcu. Przyjął to. – On jest świadomy krzywd, które wyrządził mamie i nam. Zawsze wyraża się o mamie z szacunkiem. Ale oficjalnie nie przyszedł nigdy i nie powiedział: „Wybacz”. Widocznie jeszcze do tego nie dorósł – uważa. W czasie pielgrzymki, pod koniec swojego świadectwa, powiedziała jeszcze: „Młodym małżonkom chcę powiedzieć: pilnujcie swojej miłości i zachowujcie bliskie relacje z Panem, a nie będziecie się upominać o gwarancje”.
Idziesz w świetle
Mocno przeżyła niedawny, dobiegający z telewizora krzyk kobiet w czerni, domagających się na ulicy prawa do aborcji. – To tak, jakby krzyczały: „Ciebie już tu miało nie być! Po co tu jesteś? Co ty tu w ogóle robisz?!” – mówi. Po jej policzku cieknie łza. – Przez całe życie nigdy nie odnosiłam do siebie, że poczęłam się z gwałtu, nikt mi tego nie wypominał. Doznałam też w życiu wiele ciepła i miłości. A tu – włączam telewizor – i czuję ból. Słyszę, że ktoś krzyczy. Nie wie, o czym krzyczy, i nie wie, czego się boi. Ale ja już nie chcę, żeby to odbierało mi moją radość codziennego życia – dodaje.
Jola podkreśla, że kocha życie. – Wiem też na pewno, że moim ojcem jest Bóg. Dostałam olbrzymi posag. Moim posagiem jest miłość i błogosławieństwo. Czuję się szczęśliwa. Szczęśliwa jest też moja mama – mówi.
Pytanie, jak my byśmy się zachowali, gdyby to ktoś z naszych bliskich został zgwałcony, pojawia się regularnie we wszystkich dyskusjach o aborcji. Jola wie, co odpowiedzieć: – Gdyby to spotkało kogoś, kogo kocham, powiedziałabym: nie bój się. Wiedz, że łaska Boga jest tak wielka i wylewa się jej na ciebie tyle, że idziesz w świetle, trzymasz się prawdy i po prostu jesteś zanurzona w radości.
Imiona bohaterów zostały zmienione.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |