Dopiero zabierając się za pisanie mojej najnowszej książki „Semka ...się gotuje”, uświadomiłem sobie, jak silnie gotowanie wpływa na relacje międzyludzkie. Ta prawda, którą świetnie rozumiały jeszcze nasze babcie, gdzieś zagubiła się w ostatnim półwieczu.
Znów ktoś powie, że głoszę powszechnie znane prawdy. Tak? To zadajcie sobie pytanie, w ilu domach gotuje się dziś obiady dla ośmiu czy dziesięciu przyjaciół? Być może te skojarzenia biesiad z dobrym humorem sprawiają, że nie cierpię programów typu „Master chef”. Widok surowych jurorów – sław rondla chodzących jak na placu apelowym jakiejś kolonii karnej wśród nieszczęśników marzących o przejściu do kolejnej rundy kuchennego turnieju – jest odpychający. Jedzenie ma ludzi łączyć, a zawody kulinarne wyzwalają niedobry klimat rywalizacji. A już filmowanie „odsianych” zawodników bliskich płaczu po bezlitosnym werdykcie jury to dla mnie przykład epatowania widzów emocjonalnym okrucieństwem.
Ktoś musi decydować
Ale wróćmy do gotowania we dwoje. Niestety, nie ma tu demokracji. Zazwyczaj musi decydować jedna osoba. Jeden z małżonków ma lepiej rozwinięty smak czy doświadczenie, i to on musi wieść prym. To on smakuje i decyduje, czy dajemy więcej soli, pieprzu czy śmietany. I nie da się tu negocjować. Ktoś musi decydować i koniec. Druga strona może co najwyżej próbować i recenzować. W większości znanych mi gotujących małżeństw występuje podział na kucharza wiodącego i kuchcika, który skupia się na sprawnym siekaniu wszystkiego, co potrzebne do wykreowania potrawy.
Nie zakładajcie też, że od razu będziecie mieli kuchnię wyposażoną we wszystko, co oferuje przemysł sprzętu kuchennego. Wasze szafki będą się same wypełniały specjalistycznymi przyborami w miarę testowania nowych potraw i przyrządami niezbędnymi do ich przygotowania. Przyjdzie czas na miksery, sokowirówki, gofrownice, prodiże, grille, garnuszki do pieczenia na głębokim tłuszczu czy parowniki do gotowania warzyw na parze. Posuwajcie się powoli po drodze poznawania sztuki kulinarnej. Nie zaczynajcie urządzania kuchni od zakupu dziesiątek gadżetów, które potem latami będą zalegać w waszych szafach po chwilowym „wzmożeniu” chęci bycia mistrzem patelni.
Na koniec jedna rada. Pamiętajcie – najlepiej gotuje się dla innych. Wasze dzieci będą chłonąć świat aromatów kuchni i będą czuć się najbezpieczniej. Dlatego znajdźcie przed świętami czas, by upiec z córką czy synem wigilijne ciasteczka i potem bawić się przy dekorowaniu ich lukrem. Dzieci będą pamiętać te zaczarowane chwile przez całe życie. Tak jak ja do dziś czuję aromaty świąt i pamiętam włożoną w gotowanie świątecznych dań miłość mojej babci i mamy. Bez nich nie napisałbym mojej książki o gotowaniu. Podsuńcie ją swoim dzieciom, a wasza starość na pewno nie skończy się w samotności. Gotowanie zbliża ludzi. Uwierzcie!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |