Maria Pietrusza-Budzyńska, prezydent i założyciel Fundacji Teatroterapia Lubelska, opowiada o dorosłych z niepełnosprawnością intelektualną i terapii zajęciowej.
Ks. Rafał Pastwa: Czy można powiedzieć, że jesteś pedagogiem specjalnym?
Maria Pietrusza-Budzyńska: Myślę, że już jestem dojrzałym człowiekiem, który korzysta z wiedzy wziętej z życia, pedagogiki specjalnej i teatru, aby móc „utworzyć” od nowa człowieka, który przychodzi do mojego miejsca.
Czyli gdzie?
Tym moim miejscem jest teatr – trochę rzeczywistość, a trochę ułuda.
Jesteśmy przy ul. Jastrzębiej 3 w Lublinie. Co tu właściwie jest?
Jest to zaplecze teatru i sceny, gdzie od ćwierć wieku spotyka się grupa dwudziestu pięciu dorosłych niepełnosprawnych intelektualnie. Przyszli w to miejsce, aby ich życie nie było byle jakie, żeby nie było marnotrawione, żeby im się jeszcze chciało. Nie chcę filozofowania…
Więc nie filozofuj.
Przyszli tu ludzie zupełnie przypadkowi, których jedyną cechą szczególną było orzeczenie o niepełnosprawności intelektualnej.
To od początku te same osoby, czy przychodzą też nowe?
Przez te 25 lat przychodzą i odchodzą. Ci, którzy odchodzą – odchodzą w „niebyt”. Odchodzą zazwyczaj w wyniku konfliktu w domu, gdy bliscy nie chcą przyznać się do członka rodziny, który jest „inny”, nie w pełni sprawny. Odchodzą również z tego powodu, że nabywają wiedzy o sobie samych, stają się bardziej świadomi swojego stanu i zdobywają umiejętności, dzięki którym usamodzielniają się. Chyba największym szczęściem, jakiego tu doświadczyłam, było szczęście jednej z matek, której syn na święta Bożego Narodzenia kupił czapkę i szalik za swoje własne, zarobione pieniądze. W tej czapce i w tym szaliku poszła w święta do kościoła. Dla tej prostej kobiety był to akt dorosłości, dojrzałości syna, który do tej pory był w zasadzie w rodzinie nikim.
Mówiłaś o odchodzeniu w „niebyt”…
Odchodzą w „niebyt”, czyli tam, skąd przyszli. Oni przyszli z „niebytu”. Z miejsca, gdzie są obsługiwani, wyręczani, gdzie się za nich decyduje, są sterowani. Nagle zaczynają prowadzić osobne życie, potrzebują uznania ich samodzielność. Gdy wrócą do swojej rodziny – znów ktoś zaczyna za nich decydować. Rodzice się boją, że w wyniku obniżonego poziomu inteligencji ich dzieciom coś się stanie. Ta sytuacja latami się nawarstwia, dziecko dorasta, ale rodzic i tak chce je chronić, jakby nic się nie zmieniło. To błędne koło.
Możliwe jest osiągnięcie samodzielności przez osobę niepełnosprawną intelektualnie?
Jest to możliwe. Ci ludzie potrafią samodzielnie się ubierać, przygotować sobie jedzenie, pójść do sklepu, decydować o wyjściu do kina, mieć swoje własne marzenia, a nie spełniać wyobrażenia swoich rodziców. Jeżeli człowiek 24-letni osiąga wiek rozwoju społecznego na poziomie 15-latka – czyli ma ciało 24-latka, a rozum 15-latka – to co, nie może sam żyć? Taka osoba ma dowód osobisty, jest akceptowana społecznie. Co zatem może robić ktoś z upośledzeniem znacznym? Powinien pójść do pracy na miarę swoich możliwości, ma bowiem możliwość wykształcenia umiejętności dorosłego człowieka. Poradzi sobie z myciem, kupowaniem butów czy chleba na śniadanie itd. Ludzie spotykający się przy ul. Jastrzębiej robią to wszystko.
Jak zatem wygląda dzień w Warsztatach Terapii Zajęciowej?
Uczestnicy sami tu przyjeżdżają i sami odjeżdżają. Codziennie szykują salę do ćwiczeń, przyrządzają posiłek, żeby zjeść go w przerwie. Przygotowują również swoje kostiumy i swoje ciało. Najpierw jest rozgrzewka aktorska, potem zajęcia robienia choreografii, scenografii, czytania, myślenia, mówienia o tym, co się dzieje i będzie się działo na scenie. Są też takie dni, kiedy zwyczajnie zajmują się czynnościami, które dają im poczucie sprawczości. Wykonują piękne figurki oraz wyjątkowe gadżety teatralne. Warsztaty i teatr oparte są na tych samych czynnościach rytualnych dnia codziennego. Ja nie dzielę ich na grupy. Sami się organizują, jak w rodzinie. Wygląda to tak, że rano następuje przydział czynności – jedni gotują, inni sprzątają itd. Całość oparta jest na wspólnocie, ale i na wspólnym interesie – czyli żeby zjeść, zrobić teatr i wykonać niezbędne zadania.
A gdy wracają do domu na noc?
Największym moim osiągnięciem jest to, że nauczyłam ich samodzielnie spędzać czas w produktywny sposób. Nie siedzą bezczynnie przed telewizorem, a jeśli oglądają telewizję, to muszą potem opowiedzieć, co oglądali, co się dzieje w kraju i na świecie. Są obywatelami tego kraju.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |