Z pamiętnika pani Alfredy

– Przebaczyć trzeba. Ale nie wolno zapomnieć, wymazać z pamięci. To, co działo się tam, na Wołyniu, śni mi się po nocach do dziś – mówi pani Alfreda. Ma 93 lata. Ocalała cudem…

Roboty przymusowe

Niedługo po wybuchu wojny pani Alfreda musiała jechać na roboty przymusowe do Niemiec. – Siostry były małe, ojciec pracował, żeby rodzinę wyżywić. Czasy były już niepewne i ciężkie. Musiałam jechać, to pojechałam… Miałam, o ile dobrze pamiętam, szesnaście lat.

Pani Alfreda wspomina, że na robotach wszyscy byli pokrzywdzeni: i robotnice z Polski, Rosji, Ukrainy, i te Niemki, które ich pilnowały.

– Jak one tego Hitlera nienawidziły! Strasznie na niego klęły. I też biedne były, bo ich mężowie na frontach, synowie na frontach, a one w strachu czekały. Co rusz któraś w czerni przychodziła, zapłakana. Tamte kobiety to też były ofiary wojny. Zresztą bywało, że pomagały nam, młodym. Mówiły: „Może i tam, daleko, ktoś się nad moim dzieckiem ulituje”…

Alfreda pamięta też prace, którą one, robotnice, musiały wykonywać. Najpierw było pakowanie prochu do niewielkich worków. – Odbywało się to w jakiejś starej kopalni czy składzie soli. Wszędzie walały się resztki soli. Więc my, robotnice, wkładałyśmy proch do worków i korzystając z nieuwagi pilnującej Niemki, dosypywałyśmy tej soli. Taki nasz sabotaż – pani Alfreda cicho się śmieje. – Ponoć taki proch już do niczego, bezużyteczny.

Nie bała się, że ktoś zobaczy, ktoś wyda? – Nie, tam naprawdę byłyśmy solidarne. Wiedziałyśmy, że nikt nie wyda. Zresztą robiłyśmy to dyskretnie, ot, schylić się po garść soli, wsypać, jakby się proch wsypywało. Nikt nie widział.

A może nie chciał widzieć?

Ratunki

Może ten wcale nie radosny wyjazd na przymusowe roboty z perspektywy czasu okazał się dla pani Alfredy ratunkiem? – Gdy byłam już na robotach, listy dochodziły do domu. Jakiś czas przynajmniej. I oni pisali. Na Wołyniu robiło się coraz groźniej. Bałam się o nich. Z drugiej strony miałam nadzieję, że przecież wszystkich tam znamy, że nie może się stać nic strasznego…

Jednak mijały miesiące i przychodziły coraz gorsze wieści. Pojedyncze napaści na Polaków, mordy i rozboje. – Zaczęłam się panicznie bać o rodzinę. Ale byłam bezsilna. Mogłam się jedynie za nich modlić.

To, co działo się później, pani Alfreda zna jedynie z opowieści.

Do ojca przyszedł dobry znajomy, Ukrainiec. Ostrzegł, by uciekali jak najszybciej i najdalej. – To był nasz przyjaciel, dobry człowiek. Ojciec najpierw pewnie wierzyć nie chciał, ale posłuchał. Wziął rodzinę, to, co się dało, zapakował na wóz, i wywiózł w bezpieczniejsze miejsce. Do skupiska Polaków, którzy organizowali obronę.

Gdy uciekali, wzięli ze sobą dobrą, dojną krowę. Ta jednak się spłoszyła i uciekła. Wróciła do domu. – I ten nasz przyjaciel, Ukrainiec, zabrał ją do siebie. Pilnował i doglądał, bo liczył, że… wrócimy i przynajmniej krowę będziemy mieć swoją. Nie wróciliśmy.

To, co wydarzyło się potem, pani Alfreda określa jako piekło. – Gdy żołnierze się biją, mężczyźni silni, to jeszcze. Ale palić dzieci? Mordować niewinnych? Dlaczego? Dlaczego tak…

Najbliższa rodzina pani Alfredy ocalała. Dostali się w głąb Rosji, a po wojnie przyjechali do Polski. Poginęli jednak (zabici w okrutny sposób) dalsi krewni. – We mnie to cały czas jest. Ten ból i strach. I pewnie zawsze już ze mną będzie. Ale postanowiłam opowiedzieć swoją historię. Żeby młodzi wiedzieli. I żeby pomyśleli, do czego prowadzi nienawiść.

Wdzięczność i wybaczenie

Pod koniec lat 90. pani Alfreda pojechała na Wołyń. – To był dla mnie dramatyczny widok. Z pięknych wiosek, prześlicznych domów nie zostało nic. Przecież spalili wtedy wszystko. I nic nie odbudowali… Na dawnych polach uprawnych – dzikie chaszcze i las. Jakby nie ta sama ziemia. Popatrzyłam, popłakałam i wróciłam z ciężkim sercem.

Pani Alfreda znalazła też dom Ukraińca, który uratował jej rodzinę. Chciała podziękować. – Ten pan już nie żył. Żył jego syn. Dziękowałam mu za ojca…

Pytana, czy wybaczyła tym wszystkim, którzy mordowali, pani Alfreda chwilę milczy. – Tak – odpowiada z namysłem. – Wybaczyć trzeba. Jesteśmy chrześcijanami. Ja wybaczyłam. Ale pamiętam i nie zapomnę, przez pamięć ofiar i pamięć naszej historii. Wybaczyć trzeba. Zapomnieć nigdy nie wolno.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg