Klaudia odzyskała córkę, a Ula dwoje dzieci. Mówią, że to tylko dzięki Drodze, a nie jakimś czarom.
Utrzymanie dziecka w placówce opiekuńczej to nawet 6 tys. złotych miesięcznie. Praca z jego biologiczną rodziną też nie jest tania, ale opłaca się. Stowarzyszenie Pomocy Rodzinie „Droga” przez ponad dwadzieścia lat „opróżnia” domy dziecka ze społecznych sierot. Od kilku lat już nie w „podziemiu”. I bez czarów-marów. To taka Droga, która przywraca dzieciom rodziców, a rodzicom i dzieciom wiarę, nadzieję i miłość.
Walka Anny
Anna od dziecka nie miała łatwego życia. Była mała, gdy zmarł jej ojciec, po kilku latach – ojczym. Jej matka została sama z sześciorgiem małych dzieci i zaczęła pić. – A ja się zaczęłam buntować. Towarzystwo, alkohol, narkotyki. W końcu związałam się z heroinistą. Miał długi… – opowiada Anna, ładna kobieta sporo przed trzydziestką. Długie czarne włosy, mocno podkreślone oczy. – Mówię o tym wszystkim spokojnie i bez bluzgów, bo po treningu już jestem mniej nerwowa – usprawiedliwia spokój w głosie.
– To było tak: partner dał mi pieniądze na sylwestra, żebym sobie sukienkę kupiła. W galerii handlowej ktoś do mnie zadzwonił, żebym zeszła na parking i zabrała coś dla partnera. Ja, głupia, uwierzyłam. Było ich dwóch, dali mi się napić coli. Obudziłam się pobita, w porwanych ubraniach, w jakiejś klitce. Pilnowały mnie dwa amstafy.
Horror trwał ponad dwa miesiące. – Cudem uciekłam 14 lutego, na walentynki – uśmiecha się gorzko. – Przeszłam piekło. Byłam w takiej traumie, że nawet na policję nie poszłam. Tułałam się po ulicach, w końcu poszłam do koleżanki. Przyjęła mnie, sprzątałam jej. Jakiś czas później zaczęłam „puchnąć”, źle się czułam. Zrobiłam test ciążowy. Wyszedł pozytywny. – Poszłam do lekarza, potwierdził ciążę. Czwarty miesiąc.
Myślała o aborcji? Anna otwiera szeroko, bardzo szeroko wielkie czarne oczy i trochę z pretensją mówi: – Nigdy by mi myśl o aborcji nie przeszła przez głowę! Dziecko własne zabić? Ja nawet tym draniom, oprawcom w myślach… dziękuję. Za cudowne dziecko. Ale wtedy dużo płakałam. Bo jak ja sobie poradzę sama?
Zaczęła się tułaczka Anny. Trochę koleżanki, trochę dom samotnej matki. – Lekarz mówił, że będzie syn. Urodziłam we wrześniu 2013 roku. „Ma pani piękną córkę” – powiedzieli, a ja nie mogłam uwierzyć. Lekarz się tak pomylił! A córka była śliczna… I znów tułaczka z noworodkiem. – Gdybym wtedy trafiła do Drogi, zwróciła się do nich o pomoc, pewnie inaczej by się to potoczyło. Ale jeszcze ich niestety nie znałam.
Kurator, ucieczka na wieś, do obcych ludzi, a potem po matkę i córkę podjechało dziewięć radiowozów i dwie karetki. – Rzucili mnie na krzesło, rozwalili drzwi. Mnie zawieźli do szpitala psychiatrycznego, córkę nie wiadomo gdzie. Spałam z pieluchą i z kocykiem córeczki. Potem wyszłam. Próbowałam odzyskać dziecko. Mówili mi w bidulu, że nie mam szans, że jestem złą matką, że nie odzyskam, bo nie mam domu, pracy, kompetencji. I obwiniali mnie o to, że dziecko tęskni, że płacze. Serce mi się krajało, gdy po odwiedzinach zostawiałam małą z „ciociami” – ciągle nowymi, ciągle niezadowolonymi. Córka mieszkała w domu dziecka trzy lata. Gdyby nie Droga, pewnie nigdy bym jej nie odzyskała.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |