Od przyszłego roku mamy czwórki lub więcej dzieci, które pracowały zawodowo krócej niż 20 lat lub w ogóle, przekraczając wiek emerytalny, otrzymywać będą najniższą stawkę emerytury. Dlaczego to tak ważne, mówi Bożena Pietras, przewodnicząca lubelskiego Związku Dużych Rodzin.
Agnieszka Gieroba: Stereotyp jest taki, że jak kobieta wychowuje dzieci, to znaczy, że nie pracuje…
Bożena Pietras: To rzeczywiście stereotyp. Wychowanie dzieci, poświęcenie im swego czasu i zaangażowania, szczególnie gdy pociech jest kilkoro, to ciężka praca. Wychowałam piątkę dzieci, ale znam wiele kobiet, które mają ich nawet kilkanaścioro. Te panie nie mają emerytury. Ja osobiście w tej chwili mam wyliczone świadczenia w wysokości 100 zł. Taki jest rachunek ekonomiczny. Żeby otrzymać w Polsce minimalną emeryturę 1029,80 zł brutto, trzeba mieć przepracowane przynajmniej 20 lat.
Dlaczego więc kobiety decydowały się i dalej decydują zrezygnować z pracy zawodowej i poświęcić rodzinie?
Powody są różne. W moim konkretnym przypadku sytuacja była taka, że zwyczajnie nie mieliśmy nikogo, kto mógłby zająć się naszymi dziećmi, gdybym ja była w pracy. To oznaczało, że przy piątce maluchów byłabym ciągle na zwolnieniach z powodu chorób, które przechodzą wszystkie małe dzieci. Żaden pracodawca nie byłby zadowolony, mając takiego pracownika, o ile w ogóle ktoś zdecydowałby się zatrudnić kobietę z piątką małych dzieci. Trzeba było rozważyć różne możliwości. Przeliczyliśmy, że przy wysokości pensji, jakie wypłacano pracownikom w tamtych latach, płatna opieka nad naszymi dziećmi wiązałaby się z kosztami pochłaniającymi całe jedno wynagrodzenie. Rachunek był prosty – nie ma możliwości pójścia do pracy, a zyski pozaekonomiczne płynące z faktu pozostawania z dziećmi w domu były ogromne. Moje dzieci nie korzystały więc z wysoko dotowanych miejsc w żłobkach i przedszkolach. Gdybym zsumowała te lata, byłoby to 25 lat rezygnacji z dofinansowania, które dla rodzin jest oczywiste, i nikt nie twierdzi, że jest to przywilej.
Podejmując decyzję, że nie wracasz do pracy, byłaś świadoma, że nie będziesz miała naliczanej emerytury?
Tak, to była świadoma decyzja i wszyscy mówili mi, że poświęcając się wychowaniu dzieci, nie myślę rozsądnie o swojej przyszłości i starości. W czasach, gdy moje dzieci były małe, matki miały trzy miesiące urlopu macierzyńskiego. To dopiero Związek Dużych Rodzin wywalczył roczne urlopy. Trzeba było więc maleńkie dziecko, które karmiło się piersią, pozbawić możliwości przebywania z mamą na co najmniej 8 godzin. To były też czasy, kiedy nie było możliwości pracy z domu. Żeby zarabiać, trzeba było po prostu chodzić do pracy i spędzać tam dużo czasu. W naszej sytuacji nie było takiej możliwości. Poza tym czułam, że jestem potrzebna swoim dzieciom, i to przeważyło szalę.
Zaniechałaś więc swoich ambicji zawodowych?
Nie. Wychowywanie dzieci nie zamknęło mnie na różne pasje i wyzwania. Przy małych dzieciach zrobiłam drugi kierunek studiów z myślą, że kiedyś wrócę do zawodu. Jednak życie pokazało, jak ważna jest moja obecność w domu. Między innymi bardzo dużo czasu poświęcałam na rozwój dzieci poprzez różne dodatkowe zajęcia. Rezygnacja z pracy zawodowej nie była też dla mnie ogromnym wyrzeczeniem, ponieważ spełniałam się jako mama pracująca w domu. Każdy, kto wychowuje dzieci, wie, ile wymaga to wysiłku, poświęceń, jakiej dyspozycyjności czy umiejętności organizacyjnych. Gdy ktoś pytał, czym się zajmuję, odpowiadałam, że jestem menedżerem rodziny. To praca 24 godziny na dobę, tyle że bez wynagrodzenia pieniężnego.
Od dłuższego czasu Związek Dużych Rodzin postulował, by państwo polskie, którego obywateli wychowują niepracujące matki, zapewniło im choć minimalną emeryturę. Dlaczego to tak ważne?
Tu nie chodzi tylko o kobiety, które zostają bez środków do życia, bo w dużej rodzinie nikt nie zginie, tu chodzi też o dyskryminację naszych dzieci. Kiedy ja osiągnę wiek emerytalny, moje dzieci będą już wszystkie pracowały, jednak ich przychody będą szły na emerytury obcych osób. Nikt w Polsce nie mówi, że my nie pracujemy na swoje emerytury, ale na wypłatę świadczeń tym, którzy obecnie są na emeryturze. Moje pracujące dzieci składają się więc na obce osoby, nie na mnie. Ten system nazywa się systemem solidarnościowym, ale matki, które poświęciły się wychowaniu dzieci, są poza nim, więc do tej pory nie była to solidarność dla wszystkich. Dlatego Związek Dużych Rodzin wnioskował do Ministerstwa Rodziny o przygotowanie ustawy, która rozwiązywałaby ten problem. Tak się rzeczywiście stało i mam nadzieję, że od przyszłego roku kobiety, które wychowały przynajmniej czworo dzieci, otrzymywać będą najniższą emeryturę.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |