W każdy wtorek na ulice Radomia wyrusza patrol medyczny. Strażnicy miejscy, streetworkerzy Caritas Diecezji Radomskiej i ratownik medyczny docierają do miejsc, w których na co dzień żyją osoby bezdomne.
Światełko w tunelu
D. Kornacka i K. Majewski streetworkerami są od półtora roku. Nie tylko wyjeżdżają z patrolem, ale od poniedziałku do piątku wychodzą też na ulice, by docierać do bezdomnych. Przede wszystkim starają się wzbudzić ich zaufanie, co wcale nie jest łatwe. Proponują im swoją pomoc.
– Zdecydowałem się to robić, bo chcę pomagać drugiemu człowiekowi. Nie każdy chciałby taką pracę wykonywać, bo jest ona trudna – mówi pan Karol. – Zachęcamy bezdomnych, by przyszli do nas, do noclegowni przy ul. Zagłoby 3 w Radomiu, ogrzali się, wykąpali, przebrali w czyste ubranie. My nie chcemy nikomu na siłę zmieniać życia. To jest ich wybór, my to szanujemy, chociaż staramy się ich motywować. Jest taki pan. Ma około 60 lat. Przychodził do nas. Bardzo potrzebował pomocy. Po długich namowach udało nam się go przekonać do leczenia. Postaraliśmy się o pracę dla niego. On w tej pracy się utrzymuje. Parę tygodni temu wynajął sobie pokój. Normalnie żyje i powoli wraca do społeczeństwa. To jest jedno z wielu naszych osiągnięć – opowiada streetworker.
D. Kornacka tak się wkręciła w pomoc bezdomnym, że już sobie bez tego nie wyobraża życia. Gdy podejmowała tę pracę, nie wiedziała za bardzo, o co w tym chodzi. Przeczytała podręcznik, znalazła coś w internecie. – Myślałam, że ta praca polega na kontakcie z bezdomnymi i na udzieleniu im jakichś informacji, i w to weszłam – mówi. Teraz streetworkerka stara się rozpoznać potrzeby bezdomnych i prowadzić ich – jakby za rękę – aż do powrotu do społeczeństwa. – Dla mnie wyzwaniem jest prowadzić te osoby od leczenia odwykowego, bo to jest zawsze potrzebne, do tego, żeby podjęły pracę, wynajęły pokój i nawiązały kontakty z rodziną. Bardzo mi zależy, by doprowadzać do pojednań rodzinnych. Wtedy wiem, że ta osoba wraca w pełni do społeczeństwa. Jest to bardzo trudne. Przez te półtora roku kilku bezdomnych udało nam się postawić na nogi, zresztą nie tylko nam, bo nad nimi pracuje kilkanaście osób – przyznaje D. Kornacka.
Streetworkerów cieszy, kiedy uda się kogoś wyprowadzić z bezdomności. Tak jak mężczyznę, który już pracuje, pojednał się z żoną i wynajął pokój, w którym razem zamieszkali. – Kiedy się znajdzie taką osobę w barłogu, ona nawet nie ma dowodu osobistego. Przyprowadzamy ją do noclegowni na kąpanie, golenie. Zaprowadzamy do fotografa, a potem – jak dziecko – po odebranie tych zdjęć, żeby można było wyrobić dowód, skierować na terapię, a potem poszukać zatrudnienia. To jest ogrom pracy. Potrzeba wielu miesięcy, żeby osoba bezdomna zobaczyła światełko w tunelu, dostrzegła jakąś nadzieję, że może z tego wyjść. Oni mówią, że po naszych wizytach czują się jak ludzie. My ich nie oceniamy, nie potępiamy. Chcemy im pomóc – tłumaczy D. Kornacka.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |