Jeśli ten region kojarzy wam się tylko z rubasznymi wicami o Masztalskim, poznajcie Śląsk w nowej, pięknej odsłonie.
Bez Boga ani do proga
Kto miał okazję widzieć Śląsko Bajarka w akcji, jest zauroczony jej zaangażowaniem, kontaktem z dziećmi, dopracowanym programem i kunsztem artystycznym. Widać, że świetnie się bawi tym, co robi; jest autentyczna, dlatego porywa za sobą dzieci. Maluchy patrzą jak urzeczone na energiczną panią w oryginalnym stroju; wchodzą z nią w relację. Niektóre po raz pierwszy w życiu widzą z bliska wiolonczelę, słuchają jej brzmienia, czasem mogą nawet dotknąć tego instrumentu. – Zawsze lubiłam pracować z dziećmi – przyznaje Dominika. – Są wdzięcznymi odbiorcami, choć bardzo wymagającymi. Zwracają uwagę na „jakość produktu”. Tysiąc razy powiedziały mi już, że w moim stroju brakuje korali. To prawda. Nie mogę ich nosić, bo przeszkadzają mi grać na wiolonczeli. Ale to pokazuje, jak wiele dzieci dostrzegają.
O czym opowiada Śląsko Bajarka? – O wszystkim. O tradycjach, o zwyczajach, o historii. Bazą i szkieletem moich zajęć są pieśni. Wokół nich buduję opowieści. Najbardziej uniwersalne są bajki, które dzieci uwielbiają. Sama je układam. W nich można zawrzeć wszystko, co chcę przekazać.
Skąd czerpie pomysły? – Z życia codziennego – odpowiada. – Z babcinych opowieści. I z medytacji słowa Bożego. To jest chyba dla mnie największe źródło inspiracji. Nigdzie indziej nie odkryłam takiej prawdy jak w Piśmie Świętym. Jest rusztowaniem mojego życia. Nie ucieka od treści religijnych. – Nasza kultura, nie tylko regionu, ale także ta na skalę kraju i Europy, jest na wskroś przesiąknięta chrześcijaństwem. I o tym musimy pamiętać, jeśli chcemy zachować swoją tożsamość – twierdzi Dominika. – To jest bardzo ważny element wszystkich projektów, którymi się zajmuję. Te treści są obecne nie tylko w tekstach moich piosenek, ale i podczas spotkań z dziećmi. Nie da się mówić o tradycjach regionalnych, o historii, pomijając te kwestie. Cała tradycja ludowa, wszystkie zwyczaje w domach zbudowane były kiedyś na kalendarzu liturgicznym. Opowiadam więc i o tym, i o świętych. Bo to było ważne na Śląsku. Ludzie opierali tu swoje życie, swoją pracę na Panu Bogu.
Nikodem dodał skrzydeł
Pytam, jaka jest prawdziwa Ślązaczka. Dominika nie zastanawia się długo. – Ślązaczka jest „łobrotno”. To znaczy jest pracowita i bierze sprawy w swoje ręce. Chce mieć życie „na glanc”, czyli najpierw musi być porobione wszystko, co należy. Potem można dopiero odpocząć. To uczy porządku. Nie tylko tego, żeby mieszkanie było wysprzątane, ale porządkuje życie, uczy dyscypliny. To śląskie wychowanie czasem jednak trochę przeszkadza w życiu. Jest w tym świecie śląskich kobiet jakaś presja, żeby sobie nie odpuszczać. Trzeba na to znaleźć złoty środek. – Kobiety na Śląsku są pełne dumy i godności. Mają hardego ducha, są robotne. Takie konkretne baby, charakterne – śmieje się Dominika.
– Musiały być mocne, bo życie nie było łatwe, zwłaszcza w górniczych rodzinach. Mężowie ciężko pracowali fizycznie. Po robocie nie mieli już siły, żeby pomagać w domu. To kobiety musiały ogarnąć dom, kuchnię, dzieci. Ale znajdowały zawsze jeszcze czas i siły, żeby służyć pomocą innym. I choćby nie wiadomo co, to łobiod musioł być nawarzony. Zawsze czekoł na piecu. To była taka baza. To dawało też poczucie bezpieczeństwa mężowi, dzieciom, w ogóle ludziom wokół. Kiedy chodziłam w odwiedziny do moich koleżanek z klasy, poznawałam ich mamy. Otwarte, gościnne. Można było z nimi porozmawiać o wszystkim, pożartować. Zawsze jakieś wice, dowcipy miały w zanadrzu. Zawsze czymś poczęstowały. Zwykle tym, co same ugotowały, upiekły. Ślązaczki są szczodre. Nie spotkałam jeszcze takiej, „co by to nic ci nie dała”.
Od ponad roku Dominika jest mamą. Syn Nikodem wywrócił jej świat do góry nogami i stał się największą z pasji i radości. – W tym czasie przychodziły mi do głowy najlepsze pomysły. Niesamowicie się rozwinęłam – wyznaje artystka. – Ten czas został mi podarowany przez Pana Boga. Przyniósł mi najwięcej energii życiowej, nagród, ciekawych spotkań, relacji. Teksty piosenek na płycie Sąstąd i wszystkie najpiękniejsze projekty powstały, kiedy miałam najmniej czasu; kiedy non stop nosiłam maleńkie dziecko; kiedy często po ludzku brakowało mi siły. Bóg mnie ociosał ze wszystkiego, co było zbędne. Miałam wrażenie, że On daje mi tylko tyle czasu, bym pisała o tym, co najważniejsze; była takim translatorem Jego słowa. Poprzez muzykę, teksty moich piosenek. Dzisiaj świat i media, zwłaszcza te skierowane do kobiet, krzyczą, że macierzyństwo to śmierć dla marzeń; że to koniec życia, kariery i rozwoju kobiety. A ja mam świadomość, że dopiero kiedy zostałam mamą, w pełni rozwinęłam skrzydła.•
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |