Podobno pierwszego anioła przyniosła chora na anoreksję nastolatka. Zrobiła go sama. Może to był ten ulepiony z modeliny, ubrany w pomarańczowy kubraczek? A może ten wydziergany z włóczki? Anielska historia tej kaplicy ma już prawie 20 lat.
Aniołów ciągle przybywa. Jest ich kilka tysięcy. Tłoczą się pod ścianami, na ścianach, na specjalnie zrobionych drewnianych półkach. Są anioły kolorowe, białe, drewniane i porcelanowe. Niektóre zabawne, inne dostojne. Uśmiechnięte i rozmodlone. Część z nich powędrowała już na szpitalny korytarz. Spoglądają na małych pacjentów z oszklonych witryn. Anioły przynoszą do kaplicy pacjenci, ich rodzice, dziadkowie, babcie. Niezwykłe wota, aby podziękować Panu Bogu za cudowne uzdrowienie dziecka. Albo za pomyślne leczenie czy dobrych lekarzy. A czasem to ostatni akord wdzięczności za życie malucha, który odszedł już do nieba…
Kaplicą Aniołów Stróżów w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka im. Jana Pawła II opiekuje się franciszkanin ojciec Paweł Ostrzałek. Stanowczy, uśmiechnięty - wzbudza zaufanie. Dzieci go lubią. - To chyba przez te cukierki w kapturze - śmieje się. - Jakie cukierki? - A takie różne – odpowiada i podnosi do góry wieko dużej, wiklinowej skrzyni po brzegi wypełnionej słodyczami w kolorowych papierkach.
Te cukierki to także klucz do serc zblazowanych nastolatków, którym na widok księdza uruchamiają się mechanizmy cynizmu. Ojciec Paweł pyta takiego młodego, czy chce się wyspowiadać, przyjąć Komunię, a on śmieje się, że tylko chce cukierka. No, to dostaje. Tak jest raz, drugi, trzeci, aż nieraz w końcu decyduje się na sakramenty. - Pamiętam chłopca, może szesnastoletniego, z zanikiem mięśni - opowiada zakonnik. - Za każdym razem, kiedy do niego przychodziłem, pytałem, czy chce przyjąć sakramenty, a on odpowiadał z uśmiechem, że prosi tylko o cukierka. Pewnego dnia modliłem się w kaplicy i weszła jakaś pani. Nie wiem, skąd się wzięła, kim była. Nie była z personelu na pewno... Znam przecież wszystkich. Pomodliła się, a potem podeszła do mnie i powiedziała: "Ojcze, proszę iść teraz do tego chłopca, bo jest z nim już bardzo źle". Poszedłem, wchodzę na salę, widzę, że siedzi, uśmiecha się, jest w pełni świadomy. Nie wygląda gorzej. Pytam, czy chce cukierka. Tak, chce. Potem pytam, czy chce porozmawiać. Rozmawiamy, aż w końcu stawiam pytanie, czy chce się wyspowiadać. Po raz pierwszy odpowiada, że tak. Wyspowiadał się, przyjął Komunię, zgodził się także na sakrament namaszczenia chorych. I to był ostatni dzień jego świadomego życia na ziemi…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.