Psycholog Aleksandra Stupecka z płockiej "Metanoi" o żałobie rodziców dzieci zmarłych przed narodzeniem i jej przezwyciężaniu, oraz o znaczeniu pomników - grobów dzieci utraconych
Agnieszka Małecka: Jak ważne jest nastawienie społeczne do tematu żałoby po śmierci dziecka, szczególnie przed narodzeniem?
Aleksandra Stupecka: Problem odchodzenia kogoś bliskiego zawsze jest czymś trudnym, bo dotyka bardzo delikatnej sfery w człowieku. Często spotykam się z sytuacją, gdy rodzice po stracie dziecka przychodzą po pomoc, ponieważ ludzie wokół nich obawiają się dotykać problemu żałoby. Otoczenie nie wie, jak w niej towarzyszyć, by nie urazić, nie zranić. Co więcej, mamy społeczne podejście, by szybko "poradzić sobie" z tematem śmierci. Odsunąć, zagłuszyć, nie zatrzymywać się na niej. Mówiąc jednak o nastawieniu społecznym, warto zapytać samego siebie - bo społeczeństwo to każdy z nas - jak ja mogę pomóc rodzicom po stracie dziecka? Jak okazać, że szanuję ich doświadczenia, że dostrzegam wartość życia ich dziecka, nawet gdy życie to trwało bardzo krótko? Popatrzmy na nasze osobiste podejście do nienarodzonych dzieci. Jak reagujemy, gdy chce się tę wartość umniejszyć, sprowadzić dziecko do embrionu, zarodka…? By niejako zmienić nasz sposób mówienia, a więc i myślenia o nim.
W przypadku straty starszego dziecka rodzice mają wiele wspomnień, inaczej jest, gdy umiera dziecko w łonie mamy. Czy to znaczy, że ból rodziców jest mniejszy?
Bólu nie da się zważyć, ani zmierzyć. To nie jest tak, że gdy na jednej szali symbolicznie "położymy" ból rodziców zmarłego kilkulatka, a na drugiej rodziców dziecka, które żyło kilka tygodni w łonie matki, to któraś szala przeważy. Myślę jednak, że strata dziecka nienarodzonego jest bardziej intymna. Wspomnienia dotyczące dziecka nie są związane z konkretnymi zdarzeniami, które rodzice mogą po czasie przywoływać wspólnie z rodziną czy przyjaciółmi. Są one raczej bardzo osobistymi doświadczeniami, czy przeżyciami. Takimi jak chociażby to, gdy mama poczuła po raz pierwszy ruchy dziecka, a tata pierwszy raz usłyszał podczas USG bicie jego serca. Dlatego otoczeniu trudniej towarzyszyć w takiej sytuacji. Osobnym problemem jest fakt, iż stratę starszego dziecka uważa się powszechnie za tragedię, a gdy dziecko żyło kilka tygodni w łonie matki, to mówimy jedynie, że nie udało się donosić ciąży. Używa się nawet takiego pojęcia, którego osobiście nie lubię - "niepowodzenie prokreacyjne". Nie daje ono rodzicom prawa do bólu po odejściu dziecka. Nie straciliśmy kogoś, tylko nam się nie powiodło…
Być może trudno takim rodzicom wciąż czuć się mamą i tatą, bo przecież dziecka nie ma z nimi, nie widzieli go bliscy, sąsiedzi…
To jest bardziej kwestia nastawienia serca, niż nazewnictwa. Mamą i tatą nie stajemy się w sytuacji, gdy ktoś zacznie nas tak tytułować, tylko gdy tego doświadczymy. To nie jest rola, którą ktoś nada mi z zewnątrz… Matka doświadcza tej roli już od momentu, gdy dowiaduje się o dziecku, które rozwija się w jej ciele. I potem, w miarę rozwoju dziecka, małżonkowie dojrzewają do bycia mamą i tatą. Miłość do dziecka, rodzicielstwo jest wyryte w sercu rodziców. Takich doświadczeń nie da się wymazać.
Jednym z dowodów tej pamięci jest płocki pomnik - grobowiec dzieci utraconych, gdzie w listopadzie odbył się kolejny pochówek takich maluszków. W innych miastach też istnieją lub powstają takie grobowce, jak np. jakiś czas temu w Mławie. Dlaczego jest on tak potrzebny?
Pogrzeb dziecka nienarodzonego oraz istnienie grobu, w którym jest ono złożone, to bardzo istotne kwestie w przechodzeniu procesu żałoby. Jakiś czas temu rozmawiałam z rodzicami, którzy stracili swoje dziecko w lipcu, a ze względu na różne formalności mogli je pochować w swoim rodzinnym grobie dopiero po kilku miesiącach, jesienią. Jednak byli gotowi czekać. Takie konkretne historie najbardziej uświadamiają mi potrzebę miejsca, jakim jest grób dzieci utraconych. Doceniam ten grób, gdy widuję, że prawie codziennie pali się tam jakiś nowy znicz – znak konkretnej rodzicielskiej historii… Można spotkać na nim misie, obrazki, różne pamiątki, które dzieci przynoszą dla swojego rodzeństwa. Myślę, że jest to miejsce potrzebne nie tylko rodzicom, ale i dziadkom, a tak naprawdę nam wszystkim. Ostatnio rozmawiałam z panią, która straciła swojego maleńkiego wnuczka jeszcze przed narodzinami. Nie miała szansy go poznać i pochować. Poszła więc właśnie na ten grób, by zapalić znicz, pomodlić się, i w ten sposób pokazać, że pamięta o tym maleństwie.
Czy nawet takie bolesne doświadczenie może zmienić, przewartościować życie?
Ktoś umiera, coś może się narodzić... To może być zmiana hierarchii wartości, ułożenie sobie na nowo tego, co w życiu ważne. Pracując z małżonkami po stracie dostrzegam, że takie doświadczenie może również cementować ich relację małżeńską, uczyć by doceniać dziecko jako wartość samą w sobie. Oczywiście może się także pojawić poczucie utraty kontroli nad własnym życiem, frustracja. Ważne jest to, co wówczas z tym doświadczeniem zrobimy. Każdy z nas potrzebuje nadawać znaczenie temu, co wydarza się w naszym życiu. I dobrze, że tak jest. Niekiedy potrzebna jest w tym procesie osoba z zewnątrz, która pomoże rodzicom zobaczyć sens, który nadają stracie dziecka. Dlatego warto w takich sytuacjach szukać pomocy, choćby w naszym płockim centrum "Metanoia", gdzie od kilku lat pracujemy z małżeństwami po stracie.
Psychologiczną i duchową pomoc w sytuacji żałoby, po stracie można uzyskać w Centrum Psychologiczno-Pastoralnym "Metanoia" w Płocku, ul. Kobylińskiego 21 a; tel. 24 268 04 48 lub 513 107 753, e-mail: metanoia@op.pl
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |