W niebie nie pójdę do dentysty

Im człowiek starszy, tym bardziej tęskni za zrzuceniem ciała. Czuje, jak jego siły zostają podcięte.

Nawet nasze jedzenie.

– Jednak Bóg powiedział: „Czyńcie sobie ziemię poddaną”, dlatego poderżnę gardło kurczakowi, którego hoduję i daję mu co rano ziarno. Ale życie między rodzeniem się a śmiercią, pięknem a brzydotą, która wychodzi z każdej szczeliny, jest nieustannym stresem.

Poeta Wally Stewens napisał „Ciało umiera, uroda ciała żyje”. Ciało umiera, a jednocześnie rodzi się nowe.

– Wciąż pytam, kiedy przyjdzie czas, gdy nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz. Dążymy do tego i to staranie nas usprawiedliwia. Więc nie będę leżeć i czekać na śmierć, ale będę ciąć drzewo i czekać na śmierć. A poza tym stale mam zajęcia, goszcząc studentów i aktorów zapraszanych przez męża ze Wschodu. Przyjeżdżają z Kazachstanu, Syberii, Petersburga, Moskwy, i często po raz pierwszy stykają się z zachodnią Europą. Organizujemy im wyjścia do opery, teatru, zwiedzanie Warszawy, wykłady Zanussiego i naszych przyjaciół. Albo gościmy polską młodzież przywożoną tu przez duszpasterzy w nagrodę. Mieszkają u nas za darmo, a ja gotuję czasem i dla 20 osób. Mój ojciec Remigiusz mawiał: „Praca to nie grzech, ale wielkie świństwo” i stale pracował. Dlatego dbam o piękno naszego domu, żeby przyjeżdżający mogli czuć się tu dobrze. Po rewolucji z pałacu mojego dziadka pod Winnicą żołdacy wyrzucili przez okno ogromny żyrandol, a potem dzielili się tworzącymi go świecącymi szkiełkami. Cały majątek przepadł. Wiem, że do rzeczy materialnych nie warto się przywiązywać, ale dobrze, gdy pozwalają piękniej żyć.

Pani arystokratyczna rodzina miała posiadłości na Wschodzie, Hotel Europejski w Warszawie. Straciliście je, a nikt nie popadł w rozpacz.

– To zasługa moich rodziców Barbary i Remigiusza. Ja nie miałam służby ani majątku, to oni stracili wszystko. A mama po wojnie poza naszą dziesiątką wychowywała trzech chłopców pozbawionych domu. Niektórzy z mojego rodzeństwa, którzy już skończyli naście lat, poszli do powstania warszawskiego, a ojciec był dowódcą górnego Mokotowa. Po wojnie, dlatego że był oficerem Wojska Polskiego, nie dostawał emerytury, tylko zarabiał malowaniem. Za jeden portret kupił na Dolnym Śląsku krowę, która nas żywiła. Mama karmiła nas tzw. psią kaszą, czyli jęczmienną, którą doskonale doprawiała. Rodzice nauczyli nas, że najważniejszy jest nie stan posiadania, ale miłość bliźniego i patriotyzm. Dziś w nowej Europie, w zderzeniu z agresywnym i błyskotliwym rozwojem Azji, musimy uczyć się być patriotami Europy.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg