Najpierw szło się do kościoła, a po południu na żużel – tak mówi wielu starszych żużlowych kibiców. Bo zarówno w mieście nad Wartą, jak i w Winnym Grodzie speedway to coś więcej niż sport.
Na mecze przychodzą już trzy pokolenia. Obecnie Stelmet Falubaz Zielona Góra ma na swoim koncie 5 złotych medali, ostatni raz w 2009 roku w Drużynowych Mistrzostwach Polski. Natomiast drużyna z Gorzowa ma o dwa złote krążki więcej, ale na kolejny tryumf czeka od 1983 roku. Od lat lubuskie derby, czyli mecz obu klubów, rozpalają do czerwoności kibiców, którzy nie pałają do siebie sympatią. Inaczej jest z żużlowcami. – Antagonizmy? Dajcie spokój. Ja na te tematy nie rozmawiam, patrzę tylko na sport. Między zawodnikami nie ma żadnych spięć – zapewnia Andrzej Huszcza, legenda zielonogórskiego żużla. Dwie lubuskie drużyny są aktualnie na czele polskiej ekstraligi. To nie przypadek, bo czarny sport jest tu od ponad pół wieku.
Jeden ogon sroki
Zawody żużlowe w Winnym Grodzie odbywają się już od 1946 roku. – Gdy przyszedłem do szkółki żużlowej, miałem prawie 18 lat. Dziś przyjmujemy już w wieku 13–14 lat. Oczywiście potrzebna jest zgoda rodziców – wyjaśnia Andrzej Huszcza. – Motocykl żużlowy nie ma hamulców i jedzie się ślizgiem. Trzeba być trochę wariatem, żeby na nim jeździć – dodaje. Kilku żużlowców, niestety, zginęło na zielonogórskim torze. – Dziś jest bezpieczniej, bo są dmuchane bandy, a kiedyś tylko decha. Sam walnąłem kilka razy. Dochodziło się do siebie po kontuzji i jechało dalej – mówi żużlowiec i dodaje: – Nie mamy osobnego patrona. Tak jak dla wszystkich innych kierowców jest nim św. Krzysztof. Sukcesów w 33-letniej karierze Huszczy było sporo. Najcenniejsze trofeum to indywidualne mistrzostwo Polski zdobyte w 1982 roku w Zielonej Górze. Ten dzień był wyjątkowy z innego względu. – Urodziła się Maja, druga z trzech córek. Mam też dwie wnuczki. Sam „babiniec” – śmieje się małżonek z 31-letnim stażem. Żużel do dziś jest jego pasją. Nic innego w życiu nie robił. – Namawiali mnie: „Andrzej, załóż jakąś firmę, bo nie będziesz miał z czego żyć”. Odpowiadałem: „Robię jedno i muszę to robić jak najlepiej”. Przecież nie można ciągnąć kilku srok za ogon – opowiada.
Żużel na przestrzeni lat zmienił się. – Tak jak czasy i ludzie, ale dalej motory jeżdżą w lewo – uśmiecha się. Andrzej Huszcza z żużlem nie skończył. Wciąż trenuje juniorów. – Dałem się namówić na kurs trenera, choć śmiałem się, że: „Prędzej żużel się skończy niż ja skończę karierę”. Ale stuknęła pięćdziesiątka… – mówi puszczając oko.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |