W chodzeniu do kościoła i na różne nabożeństwa najważniejszy jest sens, czyli to, co powoduje, że owo chodzenie prowadzi do obranego celu. Aby tak było, trzeba mieć jasno sprecyzowany cel, którym jest zbawienie. Mieć jasną świadomość kim i jakim jest Bóg i ci z Jego otoczenia. Dopiero wtedy słowa modlitwy i udział w obrzędach są głęboko uzasadnione. Dopiero taki szczery udział daje poczucie łączności z Bogiem i z tymi, co są przy Nim. Chodzenie modlić się pod kapliczki ma sens jedynie wtedy, gdy ma się w sercu (duchu) taką szczerą potrzebę.
A u nas majowe pod kapliczką śpiewa się nadal. Do Kościoła 5 km i nie chce być bliżej. Ale nie w tym rzecz. Ważne żeby to była szczera modlitwa i autentyczna wiara.
To jest, jak sądzę, bardziej złożona sprawa. Nabożeństwa majowe przy kapliczkach mają się zupełnie nieźle, jeżdżąc po Polsce zdarzało nam się na takie natrafiać i przyłączać się też. W Warszawie też wydaje mi się, że coraz ich więcej - podwórkowe kapliczki, tak cudne w tym mieście, też są na tę okazję sprzątane, odnawiane, obstawiane kwiatami. W kościele - byliśmy w piątek - pełno ludzi. Fakt, że kościół malutki, ale też i parafia nie jakaś wielka. Więc może po prostu wzdychanie starszych pań, że "kiedyś to..." jest zwyczajną tęsknotą za czasami, kiedy miały po te dzieści lat mniej? Wiadomo, dawniej to i pranie lepiej schło, i schody robili mniej strome...
Szkoda że na mszach w dzień powszedni nie ma pełnego kościoła. dla wielu ludzi majówka ważniejsza niż msza. Majówka się kończy, msza zaczyna, a ludzie w drzwi. Smutne bardzo :(
Aby tak było, trzeba mieć jasno sprecyzowany cel, którym jest zbawienie. Mieć jasną świadomość kim i jakim jest Bóg i ci z Jego otoczenia. Dopiero wtedy słowa modlitwy i udział w obrzędach są głęboko uzasadnione. Dopiero taki szczery udział daje poczucie łączności z Bogiem i z tymi, co są przy Nim.
Chodzenie modlić się pod kapliczki ma sens jedynie wtedy, gdy ma się w sercu (duchu) taką szczerą potrzebę.
W kościele - byliśmy w piątek - pełno ludzi. Fakt, że kościół malutki, ale też i parafia nie jakaś wielka.
Więc może po prostu wzdychanie starszych pań, że "kiedyś to..." jest zwyczajną tęsknotą za czasami, kiedy miały po te dzieści lat mniej? Wiadomo, dawniej to i pranie lepiej schło, i schody robili mniej strome...
Smutne bardzo :(