Skoro Pan Bóg przyprowadził dziecko do chrzcielnicy, to bardziej trzeba zaufać Bogu i sile łaski niż ludziom.
To jest początek ewangelizacji – mając Jezusa w sercu, nie taić swego skarbu. Nie narzucając się, prowokować innych do ożywienia ukrytej w sercach wiary.
W świętach Bożego Narodzenia wspólnym mianownikiem jest oczekiwanie.
Jedyna rada, żeby przestać brzydzić się sobą, to powiedzieć o tym swoim wstydzie. A na koniec usłyszeć „I ja odpuszczam ci grzechy...”
Żal młodych ludzi, którzy nie są w stanie uwierzyć w siłę miłości męża i żony.
Zawsze z sympatią patrzę, jak rodzice przyprowadzają malców do kościoła. A dom Boży staje się cząstką ich domu.
Zakopane... Dla mnie to nie Mekka, do której trzeba pojechać. Ja tam jestem u siebie. Od dziecka.
Wszyscy potrzebujemy takich miejsc, takich chwil, takich ludzi, którzy wokół siebie koncentrują światło i energię inną niż materialna.
Dziś to my musimy śmierć oswajać. Dobrze, jeśli tylko chryzantemami i zniczami. Gorzej, gdy potrzebny staje się pogańsko-amerykański halloween.
Adwent to obraz naszego oczekiwania na narodziny dla nieba. A tam wszystko będzie cudownie piękne. Tyle że przejście przez próg nieba będzie trudne.