Nie trzeba sięgać nieba, żeby otrzeć się o świat niemożliwy do pojęcia. Wystarczy porozmawiać z Darkiem.
Kasia i Sławek Łagowscy są animatorami Ruchu Rodzin Nazaretańskich w diecezji bielsko-żywieckiej. Razem z czterema synami mieszkają w Cieszynie.
Na ten dzień czekali osiem lat. Dzięki zaangażowaniu wielu środowisk, instytucji, a przede wszystkim samych mieszkańców miasta, Kołobrzeg ma hospicjum stacjonarne.
– Praca z tymi młodymi ludźmi to wielka przyjemność. Oni też niemal na każdym kroku udowadniają, że to, co świat mówi o młodzieży, nie jest prawdą – mówi Renata Stępniak.
Na Rynku Staromiejskim zapachniało żurkiem. Aromatyczny przysmak serwował sam mistrz olimpijski. Wszystko po to, by zwrócić uwagę koszalinian na problem bezdomności.
Pięcioosobowa rodzina Nowakowskich nie wie, co to nuda. – Bo każdy z nas ma swoje hobby – przyznają.
To nie „umieralnia”. To przestrzeń, gdzie mały pacjent i jego rodzina otrzymują najlepsze wsparcie, by nawet najbardziej intymne doświadczenie człowieka, cierpienie, uczynić możliwie najbardziej ludzkim.
Ładny parterowy dom z czerwonej cegły, położony na górze, otoczony gęstą zielenią ogrodu. Wokół cisza, śpiewają ptaki, w oknach kwiaty. A w środku niemal każdego dnia kończy się tu czyjeś życie.
Rozmiar prac: ogromny, budżet: zerowy. Jedyny kapitał, jaki mieli to nieograniczone zaufanie Opatrzności. W 5. rocznicę kupienia Domu Miłosierdzia dziękowali Bogu i ludziom za niesamowitą przygodę i codzienne cuda.