Wtorkowy poranek w jednej z lubelskich podstawówek. Do klasy razem z wychowawczynią i dyrektorem szkoły wchodzi kilkoro nieznanych dzieciom ludzi.
– Kiedy Arkowi po dwóch miesiącach pracy udało się połączyć puzzle czteroelementowe, popłakałam się ze szczęścia. Stwierdziłam, że to jest fantastyczne. Że tu jest nasze miejsce – mówi Małgorzata.
Ten projekt to innowacja społeczna. I chociaż w Polsce jest już kilka takich punktów, to w Trójmieście takiego miejsca jeszcze nie było.
– Aby uniknąć sytuacji, w której z różnych przyczyn musielibyśmy umieścić nasze dzieci w Domach Pomocy Społecznej, chcemy wybudować profesjonalną, specjalistyczną placówkę, przeznaczoną dla osób z upośledzeniem umysłowym od chwili narodzin do starości – mówi Halina Łabuda, mama niepełnosprawnego dziecka.
Na dużym stole pojawiają się miski, szklanki, kieliszki, butelki, dzbany, krajalnice i tarki. Obok stoją beczki po ogórkach. Nie, to nie zaproszenie na tradycyjny obiad...
Zawsze widzieliśmy ich potencjał i możliwości. Trzeba było tylko dać im szansę. To się udało.
Prawie zawsze są zmęczeni, przeciążeni, często zmartwieni, bezsilni, czasami wypaleni. – Nasze spotkania są po to, żeby złapać dystans, skierować myślenie na właściwe tory – mówią mama i tata Wojtusia.
Hanna i Jacek Parzychowscy przykręcają ostatnie wieszaki w pokoju Sebastiana. Okna wychodzą na zielony ogród. Autystyczny 33-latek potrafi przesiedzieć całą noc, patrząc na gwiazdy.
– Chodzi o to, żeby nasi podopieczni potrafili sami przygotować sobie posiłek, zrobić zakupy, załatwić sprawy na poczcie lub w urzędzie – mówi Jadwiga Lipska.