Jasiek wrzeszczy. Biega i nie potrafi chwili usiedzieć. – Jaśku! Bądź grzeczny jak Małgosia! Oby nie posłuchał. Bo chłopiec powinien być chłopcem. W domu, na podwórku, a przede wszystkim w szkole.
Skutki niefajne i dla kobiet...
Jeśli nie zmieni się sposób kształcenia chłopców, skutki odczują nie tylko oni. – Taka sytuacja uderzy w całe społeczeństwo, również w kobiety. Gorzej wykształconym mężczyznom będzie trudniej znaleźć miejsce we współczesnym społeczeństwie. Źle wykształconym trudniej znaleźć pracę. A to się przekłada negatywnie na możliwości założenia i utrzymania rodziny – mówi prof. Sommers. – Kobiety chcą mężów podobnie do nich wykształconych. Większość z nich również po urodzeniu dziecka woli pracować na część etatu. Jednak jest to możliwe tylko w sytuacji, gdy ich mężowie pracują na pełny etat i zarabiają odpowiednią ilość pieniędzy. Znany amerykański publicysta, specjalizujący się w sprawach edukacyjnych, mówi wręcz: – Globalny wyścig ekonomiczny, w którym się tak wiele słyszy – zdolność wyprodukowania najlepiej wykształconej siły roboczej dającej gwarancję dobrobytu danego kraju – sprowadza się tak naprawdę do prostej konstatacji: wygra ten naród, który znajdzie rozwiązanie na problemy edukacyjne chłopców.
Jasiu, pobaw się laleczką
Jak więc pomóc chłopcom, by jednocześnie nie skrzywdzić edukacyjnie dziewcząt? Co zrobić, by każda z płci była uczona i wychowywana w sposób maksymalnie dostosowany do potrzeb? – W USA ścierają się dwa podejścia. Jedni chcą „ucywilizować” chłopców na żeńską modłę, żeby uwolnić ich od „toksycznej kultury męskości”. Inni zamiast zmieniać chłopców, wolą zmieniać sposób edukacji – mówi prof. Sommers. – Tak, żeby szkoła była miejscem dla chłopców przyjaznym. Prof. Sommers dodaje, że pierwsza tendencja wygrywa w wielu amerykańskich szkołach: tam, gdzie dyrekcja hołduje tzw. równości płci, celem wychowawczym jest „uwolnienie chłopców od brzemienia męskiego pierwiastka”. W tym celu próbuje uczyć się chłopców spokojnych zabaw, w których mają odgrywać role opiekuńcze, rysować, malować, a nawet szydełkować i robić na drutach. Pojawiają się nawet specjalne konferencje o tym, jak chłopców nauczyć bawić się lalkami. Gry zespołowe, berek, dwa ognie, jako prowadzące do dyskryminacji, w ogóle wycofano. Natomiast zabawy nastawione na rywalizację, czyli np. przeciąganie liny (po angielsku: wojna na linę) zamieniono na „linię pokoju”. Wygląda to tak, że chłopcy i dziewczynki siedzą sobie w kółku i trzymają w dłoniach linę. Ma to prawdopodobnie zbudować pozytywne, przyjacielskie relacje. – Ale nie buduje. Chłopcy poddani takim eksperymentom stawiają opór i nie chcą współpracować. Zamieniają druty na szable, a na zajęciach z haftu wyszywają trupie czaszki lub potwory – mówi Sommers.
Prof. Sommers popiera drugi model: dostosowanie szkół do potrzeb edukacyjnych i dziewcząt, i chłopców. Aby maksymalnie wykorzystać przynależne płci pozytywne cechy, należy tworzyć szkoły lub klasy zróżnicowane ze względu na płeć. Dużo łatwiej po prostu osiągnąć optymalne warunki nauczania w klasach zróżnicowanych, niż koedukacyjną klasę prowadzić na dwa, zupełnie różne sposoby. Chociaż w USA większość szkół to placówki koedukacyjne, powoli powstają szkoły publiczne zróżnicowane (z rewelacyjnym edukacyjnie skutkiem np. dla dzieci z trudniejszych środowisk). W Europie, w tym w Polsce, chociaż istnieje możliwość prawna, by szkoły publiczne stawały się szkołami zróżnicowanymi, nie ma publicznych placówek wyłącznie dla chłopców lub dla dziewcząt. Natomiast bardzo dużo elitarnych szkół prywatnych, zarówno amerykańskich, jak i europejskich, to szkoły zróżnicowane ze względu na płeć.
Co jednak zrobić, by zachowując polskie realia, w koedukacyjnych szkołach zarówno dziewczętom, jak i chłopcom działo się lepiej? Choć to trudne do realizacji w klasach mieszanych, prof. Sommers wylicza kilka sposobów. Jeśli chodzi o dziewczynki, powinny mieć zapewnioną ciszę, możliwość pracy samodzielnej, bez ciągłego nadzoru. Wbrew stereotypom, dziewczęta osiągają świetne wyniki w naukach ścisłych, jeśli tylko widzą w nich związek z rzeczywistością. Umiejętnie zachęcone chętnie zajmują się biologią i ochroną środowiska. Mają też tendencję do niedoceniania własnych możliwości, trzeba więc ciągle wzmacniać ich wiarę w siebie. – U chłopców odwrotnie. Mają często tendencje do przeszacowywania swoich możliwości. Dlatego trzeba ich przywoływać do rzeczywistości – śmieje się prof. Sommers. Ponadto ważna jest maksymalnie dobra organizacja czasu i przestrzeni. W klasie ma się dużo dziać, nauczyciel powinien krążyć po klasie i np. wywoływać do odpowiedzi wtedy, gdy uczeń się tego zupełnie nie spodziewa. Należy też stanowczo wymagać i wyciągać konsekwencje w razie niewykonania zadania – wylicza. – Wiadomo też, że chłopcy mniej czytają od dziewcząt. Ale jest to spowodowane „żeńskim” doborem lektur! Powinno się im polecać inne niż dziewczynkom lektury: chłopcy chcą czytać o konkretnych rzeczach, zjawiskach przyrodniczych, o bohaterach dokonujących wielkich czynów. Konieczny jest również ruch na świeżym powietrzu i bardzo dużo sportu każdego dnia. I chyba najważniejsze: należy naturalną dla chłopców agresję przekształcać w mądre współzawodnictwo.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |