Każdego roku setki, a nawet tysiące rodziców w Krakowie dowiaduje się, że ich dziecko nie zostanie w tym roku przyjęte.
Psycholodzy przekonują, że dziecko powinno chodzić do przedszkola, bo lepiej się rozwija. Młode mamy zachęcane są, żeby jak najszybciej wrócić do pracy i nie wypaść z rynku. I na tym kończy się polityka prorodzinna. Agnieszka Soja chciała posłać syna do przedszkola, po tym jak poświęciła opiece nad dzieckiem kilka lat. Nie chciała oddać dziecka do żłobka, nie mogła opłacić niani.
– Od urodzenia dziecka siedziałam z nim w domu. I mówiąc szczerze, odetchnęłam trochę z ulgą, kiedy skończył trzy latka. Powiedziałam sobie: czas zabrać się za siebie i wypuścić pisklaka spod skrzydeł – mówi pani Agnieszka. Bartuś nie dostał się jednak do najbliższego przedszkola ani do żadnego innego. Mama miała wprawdzie już nagraną pracę, ale jeszcze nie mogła udokumentować zatrudnienia. Przepadli w punktacji, gdzie więcej szans mają dzieci obojga pracujących rodziców. – Przybiła mnie ta sytuacja. Miałam wielki żal, że największe obowiązki rodzicielskie spoczywają na mnie, a państwo jeszcze rzuca mi kłody pod nogi – mówi pani Agnieszka. – Nie mogłam liczyć na pomoc babci i nie wyobrażałam sobie, żeby znowu wrócić do domu. Podjęliśmy z mężem decyzję, że mały pójdzie do przedszkola prywatnego. 700 zł miesięcznie. To było dla nas ogromne obciążenie i bardzo cieszę się, że mam już syna w szkole – mówi mama tegorocznego pierwszaka.
Przedszkola giganty
Od 1 marca ruszyła rekrutacja do krakowskich przedszkoli samorządowych i oddziałów przedszkolnych w szkołach. Dyrektorzy placówek mówią, że miejsca jeszcze są, ale są to raczej pojedyncze przypadki. A wiadomo, że największa fala rekrutacyjna jeszcze przed nimi, bo najgorętszy w rekrutacji jest ostatni tydzień. Najgorzej wygląda sytuacja trzylatków i czterolatków – większość z nich będzie musiała ustąpić na rzecz pięcio- i sześciolatków, które w związku z obniżeniem wieku szkolnego mają pierwszeństwo. – Mam świadomość, że teraz każdy rodzic żyje nadzieją, iż jego maluch zostanie przyjęty. A ja już wiem, że w większości przyjmiemy dzieci pięcioletnie. Znów rodzice będą mieli do nas żal i pretensje, ale to przecież nie od nas zależy. Każdego roku brakuje nam miejsca dla około setki dzieci – mówi dyrektor Teresa Sternal z Przedszkola Samorządowego nr 10 przy ul. Strąkowej 7. W tej placówce jest już 13 oddziałów, przebywa w nich 320 dzieci.
Gigantyczne przedszkole na Ruczaju nie jest jednak w stanie sprostać zapotrzebowaniu, mieści się bowiem w okolicy, gdzie co chwilę wyrastają nowe bloki, bez żadnej infrastruktury i usług. W dodatku do nowych wieżowców wprowadzają się młode małżeństwa, które mają lub będą mieć dzieci. – Tu spokojnie mogłoby powstać jeszcze jedno przedszkole – przyznaje dyr. Sternal. Jeszcze więcej, bo 375 podopiecznych w 15 oddziałach, przebywa w Przedszkolu Samorządowym nr 6 na Kurdwanowie. Tutaj też każdego roku odsyła się średnio 100 rodziców. Przedszkole ma już 30 lat. W ostatniej dekadzie co kilka lat jest powiększane o kolejny oddział. – Najgorzej sytuacja wyglądała 6–7 lat temu. Wtedy nie daliśmy rady przyjąć nawet 160–180 dzieci – mówi dyrektor Wanda Woźniak.
Nie mam wyjścia i płacę
Katarzyna Zagórska, mama pięcioletniej Zosi, też musiała posłać dziecko do przedszkola prywatnego. – Nie jestem rozwiedziona ani niepełnosprawna, więc nie dostałam miejsca w samorządowym – mówi ze złością. Kiedy Zosia odpadła w rekrutacji, rozpoczęły się rozpaczliwe poszukiwania prywatnej placówki. Udało im się dotrzeć do jednej z najtańszych w Krakowie (500 zł na miesiąc), ale niestety oddalonej od domu o prawie 10 kilometrów. Dojazdy z dzieckiem przez zakorkowany Kraków to niestety niejedyny mankament.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Praktyka ta m.in skutecznie leczy głębokie zranienia wewnętrzne spowodowane grzechem aborcji.