Ponoć te same zdolności w jednej rodzinie ujawniają się co drugie pokolenie. Nie jest to jakiś zapis w genach, ale prosty rachunek ekonomiczny.
– To moja teoria na życie – mówi pani Jadwiga Kłos. – Moja mama nie umiała nic uszyć, no może guzik do bluzki przyszyła, ale od razu było widać, że to ona, a nie babcia. Za to babcia szyła piękne rzeczy. Na starej maszynie Singer z pedałem, który poruszała nogą. Szyła wszystko swoim dzieciom, więc i mojej mamie, dlatego mama ani żadna z jej sióstr nie miały potrzeby uczyć się tego przydatnego zajęcia. Ja też szyję w zasadzie wszystko. Nauczyła mnie tego babcia, skoro mama nie potrafiła. Babcia mieszkała daleko od nas i dlatego kiedy chciałam mieć coś nowego, łatwiej było mi uszyć samej, niż jechać 300 km do niej. Moja córka też szyć nie umie, bo zawsze ja to robiłam. Za to wnuczka już interesuje się tym, jak uszyć ubranko dla lalki. Tak więc teoria „co drugie pokolenie” sprawdza się w mojej rodzinie. Wiele osób potwierdza, że gdyby nie nasze babcie czy dziadkowie, różne umiejętności, które uważamy za naturalne, wcale by takie nie były. – Innych życiowych umiejętności uczyła mnie mama, innych babcia, za to obie doskonale się uzupełniały. Mój brat potrafi majsterkować dzięki dziadkowi, bo tato, zapracowany, nie miał czasu pokazywać mu, jak wbij a się gwoździe czy naprawia żelazko. I to jest wspaniałe, że wszystkie pokolenia są sobie potrzebne – mówi Małgorzata Karpińska, od lat pracująca z seniorami w domach kultury i świetlicach osiedlowych.
Tyle mam do przekazania
Maria Skoczyńska mieszka na osiedlu Słowackiego w Lublinie. – To osiedle starych ludzi. Znamy się tu prawie wszyscy, choć spotykamy coraz rzadziej, bo zdrowie już nie pozwala na swobodne wyjścia z domu. Siedziałam więc całymi godzinami przy oknie, patrząc na świat na zewnątrz i trochę rozpaczając, trochę marząc, wspominałam czasy, kiedy byłam młoda. Dostaliśmy z mężem to mieszkanie w latach 70. Dzieci były małe, potrzebowały naszej pomocy i zainteresowania. Dziś córki mieszkają za granicą i choć dzwonią przynajmniej raz w tygodniu, to bardzo mi ich brakuje – mówi pani Maria. – Tak sobie rozmyślam, że jeszcze tylu rzeczy mogłabym je nauczyć, opowiedzieć historię naszej rodziny, pokazać, jak z kolorowych serwetek wycinać przepiękne ozdoby. Wcześniej nie było na to czasu, a teraz może być za późno. Na wakacje mają przyjechać moje wnuki, liczę na to, że one zainteresują się różnymi sprawami z przeszłości, tak by z moim pokoleniem nie odeszło coś, co można by zachować dla jeszcze następnych pokoleń.
Kolorowy korowód
Wielu seniorów myśli podobnie jak pani Maria. Niektórzy spisują wspomnienia, inni aktywnie działają w klubach osiedlowych czy domach kultury, chodzą na zajęcia Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Są jednak i tacy, którzy czują się niewykorzystani. Do nich chcą dotrzeć osiedlowe kluby seniora, które promuje miasto Lublin. – Potrzebujemy was, seniorzy. Waszych umiejętności, doświadczenia, mądrości życiowej, spojrzenia na świat także z waszej perspektywy – mówi Monika Lipińska wiceprezydent Lublina odpowiedzialna za politykę społeczną w mieście. To między innymi z jej inicjatywy ulicami Lublina przeszedł kolorowy korowód różnych pokoleń na znak solidarności międzypokoleniowej. Zbiórka odbyła się archikatedrze lubelskiej, gdzie Mszę świętą celebrował abp Stanisław Budzik. Do zgromadzonych w kościele mówił: – Od urodzenia aż do śmierci żyjemy wśród innych ludzi. Istnienie wartości trwałych sprawia, że nowe pokolenie nie musi budować wszystkiego od początku, że ma do czego nawiązać, może rozwijać i pogłębiać to, co zostało już osiągnięte. Niezależnie od wieku i stanu wszyscy jesteśmy sobie potrzebni.
Dodaj życia do lat
Zdarza się, że o tej prostej prawdzie niektórzy zapominają. – Tylko do czasu można żyć złudzeniem, że jesteśmy samowystarczalni. Żeby przekonać się, jak bardzo inni są nam potrzebni, nie musi wcale wydarzyć się jakaś tragedia czy choroba. Przeciwnie, wystarczy, że urodzi się nam dziecko, a okazuje się, że niejednokrotnie babcia jest na wagę złota. Dlatego do udziału w orszaku międzypokoleniowym zaprosiliśmy zarówno przedszkolaków, uczniów z różnych szkół, jak i seniorów. Naszemu korowodowi towarzyszyło hasło „Dodaj życia do lat i piękniejszy jest świat” – mówi Ewa Dados, dziennikarka Radia Lublin, która z ramienia Urzędu Miasta prowadziła korowód.
Seniorzy stanowią około 19 procent mieszkańców Lublina. – Uważamy, że seniorzy to ogromnie niezagospodarowane środowisko, które ma wielki potencjał. Są to ludzie z wielkim doświadczeniem zawodowym i energią – mówi Krzysztof Żuk, prezydent Lublina. – Dlatego chcemy stworzyć program, który wykorzysta ich wiedzę dla celów zarządzania miastem i do jego rozwoju. Jeśli popatrzymy na dawną fabrykę samochodów i jej emerytowanych pracowników, zobaczymy ludzi, którzy mają ogromny entuzjazm w zakresie budowania czegoś nowego, choć nie są aktywni zawodowo. Na przykład w planach mają budowę nowego samochodu, którego nie wdrożą do produkcji, bo nie ma modelu finansowania, ale z tego, co wiem, mają już rozpisany nowy model choćby Lublina 3 czy poprawiają konstrukcję pikapa, który w Lublinie produkowany jest na licencji chińskiej. To pokazuje, jak ważne jest to, by ludzie, którzy przez kilkadziesiąt lat związani byli z lubelską firmą i którzy znaleźli się gdzieś poza nią, mogli wrócić do tego, w czym są znakomici. W przypadku innych grup zawodowych wiedza jest podobnie ogromna, ale już niewykorzystywana. Próbujemy to zmienić.
Na razie Dzień Solidarności Międzypokoleniowej w Lublinie pokazał, że duzi i mali wszyscy razem są wspaniali, potrafią wspólnie się bawić, nie tylko pouczać, a życie w przyjaźni młodego ze starszym jest dla obu stron bardzo opłacalne.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |