Mówią, że spotkanie czarnego Łobuza, siwej Basi, małej Brydży i ślepej Dory z tą trzydziestką to sprawka Alberta. Świętego Alberta. Mówią, że pracował nad nimi dwa lata.
Olek „kosiarka” już tu nie mieszka. Został „adoptowany” i znalazł szczęśliwy dom. Skubie trawę wokół siebie lepiej niż najlepsza kosiarka mechaniczna i jest rozpieszczany przez dzieciaki nowych właścicieli. Natasha...? Ciągle cierpi. Czeka na operację kończyn – potrzeba 4 tys. zł... Ślepa Dora? Już wyrywa się na pastwisko.
Końska niedola
O koniach „emerytach i rencistach”, którymi zaopiekowała się fundacja Terra Spei (Ziemia Nadziei) z Lipowej, jej założycielka Dorota Ingram może opowiadać godzinami. W stajni po dawnym PGR-ze jest ich tu 30. Jedne urodziły się chore albo stały zaniedbane w niesprzątanych stajniach, inne ciężko pracowały w polu i lesie, jeszcze inne służyły jeźdźcom w czasie zawodów albo były rekreacyjnymi wierzchowcami, przynosząc właścicielom niezłe dochody. Kiedy przestały zarabiać, ci postanowili się ich pozbyć, sprzedając do rzeźni lub... zapominając o nich. Na taki ich los nie chciała się zgodzić Dorota. Stworzyła ZiemięNadziei, która daje schronienie i niesie pomoc pokrzywdzonym, bezpańskim i chorym zwierzętom. Kiedyś jej opowieści wysłuchał Grzegorz Laszczak, dyrektor gimnazjum Katolickiego Towarzystwa Kulturalnego w Bielsku-Białej. I wpadł na pewien pomysł.
Świat ludzkiej biedy
Dążenie do osiągania świetnych wyników w nauce – to oczywisty cel każdej szkoły. Ale Grzegorz Laszczak był pewien, że to za mało. Życie niesie ze sobą takie sytuacje i problemy, że nawet najlepsze stopnie w szkole nie pomogą ich rozwiązać. – Nasza młodzież w większości wychowuje się w rodzinach dobrze sytuowanych – mówi. – Nie zna smaku i zapachu świata ludzkiej biedy. Trzeba jej go pokazać, żeby wiedziała o jego istnieniu i nie była obojętna.
Nie tylko Grzegorz Laszczak tak myślał. Andrzej Sitarz, dziś pracownik szkół prowadzonych przez KTK i osoba zaangażowana w życie Wspólnoty Przymierza „Miasto na Górze” w Bielsku-Białej, doskonale pamięta, kiedy był na życiowym zakręcie i kiedy rękę podali mu przyjaciele ze wspólnoty. Pamięta też ludzi, których spotykał w Kuchni Społecznej prowadzonej przez bielskie koło Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta – zwłaszcza dzieci, przychodzące na posiłki ze swoimi rodzicami albo same przynoszące słoiki na zupę.
Tych młodych ludzi codziennie spotyka Barbara Kubica, członkini towarzystwa. Doskonale zna je też Barbara Loranc, katechetka, od lat przygotowująca dla dzieci z Kuchni lekcje religii. Wszyscy razem pomyśleli, żeby poznać świat dzieci ze światem młodzieży. Tak przed laty zaczęła się współpraca szkół KTK z podopiecznymi św. Brata Alberta. Do dziś gimnazjaliści i licealiści przygotowują spotkania świąteczne, bale i zabawy dla dzieci. – Śmiejemy się, że naszą szkołę można pomylić z bufetem – opowiada Anna Ficoń, opiekunka wolontariuszy w szkole. – Uczniowie wymyślają kiermasze ciast albo dni z tostami, a dochód przeznaczają na pomoc dzieciom od Brata Alberta.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |