Mówią, że spotkanie czarnego Łobuza, siwej Basi, małej Brydży i ślepej Dory z tą trzydziestką to sprawka Alberta. Świętego Alberta. Mówią, że pracował nad nimi dwa lata.
Połączyć oba światy
W Lipowej zwierzęta to nie wszystko. – Chcemy pokazać, jak wiele mogą one dać ludziom potrzebującym pomocy – podkreśla Dorota Ingram. – Czy to przez rehabilitację osób niepełnosprawnych; czy przeciwdziałanie patologiom i zapobieganie okrucieństwu wobec zwierząt. Na zaproszenie Grzegorza Laszczaka Dorota odwiedziła jego uczniów w szkole. Opowiedziała o tym, co robi, i... od razu znalazła pomocników. Młodzi zaangażowali się w wolontariat, pomagając w zdobywaniu pieniędzy na karmę i opiekę medyczną nad fundacyjnymi zwierzętami. Niektórzy zaczęli regularnie jeździć do Lipowej i pomagać w pracach porządkowych, jednocześnie poznając świat czworonogów.
To jest to!
– Od dwóch lat czułem, że nasze odwiedziny u dzieci „w Kuchni” i ich u naszej młodzieży w szkole to jeszcze nie wszystko, co możemy zrobić – podkreśla Andrzej Sitarz. – Przekonałem się, że każdą sprawę trzeba zacząć od kolan, to znaczy od modlitwy. Wielu ludzi modli się za to, co robimy. Kiedy dowiedziałem się o tym, co robi pani Dorota w Lipowej, pomyślałem: to jest to, o co prosimy Pana Boga. W szkole po raz kolejny ruszył bufet. Zaangażowali się też nauczyciele, którzy pomogli zorganizować licytację prac plastycznych. Obojętni nie pozostali przyjaciele ze Wspólnoty Przymierza. Mieli jeden cel – zebrać pieniądze na wyjazd małych podopiecznych Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta do Fundacji Terra Spei w Lipowej. Udało się – w sobotę 19 maja autokar z trzydzieściorgiem dzieci, pod opieką Barbary Loranc, Anny Ficoń i gimnazjalistek wolontariuszek, ruszył z Bielska-Białej do Lipowej.
Już po kilkunastu minutach pobytu w tej drugiej dzieci miały nowych czworonożnych przyjaciół i jedno przez drugie opowiadały: – Jest super! Każdy z nas może pojeździć na koniu! Najfajniejsza jest Basia! Bo taka spokojna, choć duża! To ta biała. To znaczy –mówi się siwa. – A nie – ja wolę malutką Brydżę! Bo można ją pogłaskać i się przytulić! – I jeszcze karmiliśmy Łobuza! To ten czarny konik – taki śliczny! – A Dora nie widzi, bo urodziła się bez oczu, ale jest bardzo wesoła i wyczuwała, że jesteśmy obok!
Wolontariuszki fundacji poznawały dzieci z końmi i ich potrzebami, pomagały im dosiadać zwierzęta, prowadziły na spacer, organizowały dla nich zawody sportowe. – Bardzo się cieszę, że mogę pomagać i być zarówno z końmi, jak i z tymi dziećmi – uśmiecha się Kamila Jędrusik, uczennica Gimnazjum nr 7 w Bielsku-Białej, od dawna związana z fundacją. – Przy zwierzętach się odpoczywa. Wystarczy im dać odrobinę zainteresowania i ciepła, a zyskuje się oddanego przyjaciela.
Dla wszystkich przyjaciele z Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta i Wspólnoty Przymierza przygotowali przysmaki z grilla i napoje. Na koniec czekała jeszcze jedna atrakcja – przejażdżka bryczką zaprzęgniętą w Anette i Ewę – dwa fryzyjskie konie, ocalone z rzeźni.
Otworzyć serce
– Czujemy wszyscy, że do naszego spotkania doszło za sprawą św. Brata Alberta, który wstawia się za nami każdego dnia – mówi Barbara Loranc. – Tak splótł nasze drogi, że choć na co dzień zajmujemy się różnymi sprawami, trafiliśmy tu dzisiaj razem. A radość dzieci to dla nas najlepszy dowód, że Pan Bóg nas tu przyprowadził.
Czasem Dorota Ingram spotyka się z zarzutami, że tyle energii poświęca, żeby ratować zwierzęta, a wokół tyle ludzkiej biedy. – Pomocy potrzebują zarówno ludzie starsi, chorzy, zaniedbane dzieci, jak i schorowane konie czy porzucone psy. Najważniejsze, żeby nie być bezczynnym i obojętnym na krzywdę – odpowiada wtedy pani Dorota. Andrzej Sitarz dodaje: – Pan Bóg daje nam różne narzędzia. Od nas zależy, czy je wykorzystamy... A do obsługi Jego narzędzi nie potrzeba szczególnej wiedzy. Bo tu chodzi o miłość. Wystarczy mieć serce otwarte na Jezusa.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |