Niektórzy mają w sobie dziecięcą ufność, że to, co przychodzi od Boga i w Jego imię – jest zawsze dobre. Ci właśnie mają domy o szeroko otwartych drzwiach.
… i niebo płacze
– Oni byli dla nas znakiem Bożego błogosławieństwa – zapewnia Bogusława. – Od dawna pragnęłam odwiedzić Kalwarię Zebrzydowską podczas Misterium Męki Pańskiej. W Wielki Piątek. Nigdy nie było jednak sposobności, a tu proszę: Radocza jest całkiem blisko Kalwarii. Kiedy podczas którejś rozmowy telefonicznej, już po kongresie, zdradziłam się z mego pragnienia, zaproszenie do Radoczy było natychmiastowe. Zaskoczona takim obrotem sprawy zaraz dziękowałam Bogu, że potrafi czynić takie wielkie sprawy jakby przy okazji codziennego życia. W Wielki Czwartek pogoda była niezbyt zachęcająca do spacerów. Zimno, deszczowo, ponuro. Zupełnie jakby przyroda przygotowywała się na ból Chrystusa, na Jego sponiewieranie i odrzucenie. – W Wielki Piątek niebo zalało się łzami – relacjonuje swoją wizytę świdniczanka. – Błoto, ulewa, ale ludzi ogrom, i dzieci też. U nas nie do pomyślenia, tam jest inny świat. Tam ludzie są o wiele bliżej Boga niż u nas. To wszystko sprawiło, że w miniony Wielki Piątek naprawdę stanęłam pod krzyżem i płakałam nad sobą, swoimi grzechami i nad cierpiącym, kochającym tak bardzo człowieka Zbawicielem – zamyśla się.
Jeden duch – na ul. Bema
Kompleta, czyli liturgiczna modlitwa na zakończenie dnia. Po wersetach otwarcia i znaku krzyża zapada milczenie – to wieczorny rachunek sumienia. Po dłuższej chwili: – Czy mówiłem ci dzisiaj, że cię kocham? – pyta mąż. – Jeszcze nie! – odpowiada żona. – No to się muszę poprawić. Taki obrzęd celebrują codziennie: Zdzisława i Marian. Od roku jednak w ich modlitwie pojawiają się kolejne dwie osoby, młodzi małżonkowie z Głogowa. – Wszystko zaczęło się od mojej mamy – wspomina Zdzisława. – Pomyślałam, że skoro ona może przyjąć gości, to dlaczego nie mielibyśmy dołączyć do grona przyjaciół kongresu? – Przyszedłem z pracy i słyszę od żony: jest Kongres Małżeństw, potrzeba noclegów dla uczestników. „Miejsca mamy pod dostatkiem, wolny pokój tylko czeka” – odpowiedziałem – uzupełnia Marian. Nie zastanawiali się, kto to będzie i skąd przyjedzie. Najpierw chcieli się dowiedzieć, co to jest ten kongres. – W miarę, jak docieraliśmy do informacji, rosła w nas duma z tego, że i my przyczyniamy się do powodzenia takiego dzieła. Dostatecznie wiele w życiu widzieliśmy i przeżyliśmy, żeby wiedzieć, że jak w małżeństwie i rodzinie źle się dzieje, to zło rozłazi się wszędzie indziej – mówi Marian. – Jak zaraza.
… i boleść dzielona
Trzy kongresowe dni sporo wniosły w życie Mariana i Zdzisławy. Codziennie, gdy tylko witali swoich gości wracających z centrum kongresowego, zasiadali do stołu i zaczynały się opowieści. Zdawanie relacji z konferencji, z wrażeń, jakie rodziły się podczas kolejnych punktów programu, z przemyśleń, które budziły kongresowe treści, trwało do późnych godzin nocnych. – To było jak kongresowe rekolekcje – podsumowuje Marian. – Chłonęliśmy to wszystko i pozwalaliśmy, żeby te słowa oświetlały nasze życie – mówi. – Światło ma to do siebie, że wydobywa wszystko z cienia, nadaje właściwe barwy, pozwala zobaczyć, a nie tylko patrzeć. I tak było z nami. Robiliśmy sobie rachunek sumienia, docierało do nas, ile w życiu przegapiliśmy, co przeszło obok, co zmarnowaliśmy… bo za naszej młodości takich kongresów dla małżeństw nie było – uśmiecha się Zdzisława. Na zakończenie któregoś z kongresowych dni gospodarze opowiedzieli szczerze o swoich rodzinnych problemach. Czuli bowiem, że ich goście to ludzie wrażliwi i odczytujący świat przez pryzmat Ewangelii. Czuli wyraźnie, że oni zrozumieją, bo kochają siebie i są sobie oddani. – Miałem łzy w oczach, gdy na zakończenie tej trudnej dla nas rozmowy Joanna i Fryderyk zaproponowali, żebyśmy się wspólnie w tych sprawach pomodlili – wyznaje Marian.
Świdnica – miejsce spotkania
Babcia Bogusia, Bogusława i Ryszard, Zdzisława i Marian, a z nimi trzydzieści innych świdnickich rodzin przekonało się, że nie są sami. Pozwolili, by obcy ludzie zajęli im trochę czasu, miejsca i uwagi – to był pretekst, by wydarzyło się objawienie. A właściwie dwa objawienia. Dowiedzieli się, że można poczuć się blisko kogoś, kogo jeszcze wczoraj się nie znało. A przede wszystkim – stanęli wobec prawdy o tym, że małżeńska miłość wciąż może mieć Boży porządek i sens, może być wierna, uczciwa i aż do śmierci, a nade wszystko, wbrew wielu i pomimo wszystko, może być sakramentalna – także dzisiaj. Tak rodzi się nadzieja.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |