To były chyba 40. urodziny. Pokłóciłem się z żoną. Wyszedłem z domu i wsiadłem do autobusu. Jechałem obok kościoła kapucynów. Coś mnie tknęło. Wysiadłem. Zapukałem na furtę i powiedziałem, że chcę wstąpić do zakonu.
Tak zaczęła się przygoda Juliusza z Franciszkańskim Zakonem Świeckich. Dobrze pamięta te początki, choć wszystko miało miejsce 20 lat temu. – Ja jestem człowiek niespokojny i gwałtowny. Moi bliscy z pewnością łatwo ze mną nie mają. Wtedy też mnie jakoś nosiło. Niby pozornie wszystko wydawało się w porządku, ale tak nie było. Czułem w sobie niepokój, kłóciłem się o wszystko z żoną i nie mogłem przestać. Ten dzień miał być miły. W końcu to moje urodziny. Od rana jednak szukałem zaczepki. W końcu doszło do awantury. Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Nie miałem co ze sobą zrobić. Pomyślałem, że wsiądę w autobus i pojadę do miasta, poszwędam się, może mi przejdzie.
Autobus jechał obok kościoła na Poczekajce. Wiedziałem, że pracują tam kapucyni i że działa jakaś grupa świeckich, która nazywa się chyba zakonem św. Franciszka. Nie znałem nawet dokładnej nazwy, a o św. Franciszku wiedziałem tyle, że był. Kiedy autobus mijał kościół, tknięty jakimś naglącym impulsem wysiadłem. Kościół był zamknięty, to nie był czas Mszy św. Można było tylko pomodlić się w przedsionku. Wszedłem, ale nie zadowolił mnie widok pustych ławek. Zacząłem szukać jakiegoś kapucyna. Trafiłem na furtę. Zacząłem się dobijać. Otworzył mi braciszek z długą brodą i zapytał: „Bracie, czego potrzebujesz?”, ja na to odparłem bez chwili wahania: „Przyszedłem wstąpić do zakonu”. Popatrzył na mnie bez większego zdziwienia, kazał poczekać, po czym zawołał brata odpowiedzialnego za Franciszkański Zakon Świeckich. Ten porozmawiał ze mną i powiedział krótko: „Przyjdź w sobotę o 16.00”. To mnie ujęło. Konkretny facet, mówi do mnie konkretnie – opowiada Juliusz.
Czas wziąć się do roboty
– Czegoś takiego potrzebowałem – jasnych wskazówek. Przyszedłem w sobotę na spotkanie trzeciego zakonu, czyli wspólnoty nazywanej Franciszkańskim Zakonem Świeckich. Ujęło mnie nauczanie, które było konkretne. Dostałem asystenta duchowego, zacząłem poznawać św. Franciszka i spoglądać na swoje życie z Bożej perspektywy. Wcześniej myślałem, że dla mnie jest już za późno na jakieś zmiany życiowe. Usłyszałem od ojca, który był moim asystentem, że św. Franciszek u schyłku życia zebrał braci i powiedział im: „Bracia, zacznijmy od nowa, bo do tej pory nic nie zrobiliśmy”. A przecież istniała już wspólnota braci, św. Klara, na wzór życia Ewangelią zaproponowanego przez Franciszka, założyła klaryski, wielu świeckich rzucało swoje dotychczasowe życie i zaczynało żyć Ewangelią, a on mówi, że nic nie zrobił. Pomyślałem więc, że może i dla mnie nie jest za późno, że ja też powinienem posłuchać tych słów i wziąć się do roboty. Wciąż próbuję się nawracać. Pewnie będzie tak do końca moich dni – daje świadectwo Juliusz z Franciszkańskiego Zakonu Świeckich.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |