– Żeby najmłodsi chcieli sięgać po lekturę, muszą się tego od kogoś nauczyć – mówi Mirosława Bagińska, białogardzka bibliotekarka z wieloletnim stażem. Najlepszym przykładem jest widok dorosłych z książką w ręku.
– Kiedy do biblioteki przychodzi po książkę babcia z wnuczkiem, mama czy tata z pociechą, dziecko także chce coś wypożyczyć dla siebie. Jak to mówią: jak się zasieje ziarno, będzie się miało zboże – potwierdza pani Mirka i z uśmiechem zaprasza kolejne grupy dzieci, które przyszły posłuchać bajek w parku. To jedna z akcji, którą przygotowali białogardzcy bibliotekarze w ramach ogólnopolskiego Tygodnia Bibliotek, który ma upowszechnić czytelnictwo.
– Życie bez książki byłoby bardzo ubogie. O tym nawet trudno mówić, bo brzmi jak banał. Telewizja, komputer, kolorowe obrazki reklam nie dostarczą takich wrażeń jak książka. I to wszędzie: w pociągu, w łóżku, w parku, w kolejce. To taki przyjaciel, na którego zawsze i wszędzie możemy liczyć. Ja nie wyobrażam sobie życia bez książki – przekonuje bibliotekarka. – Nauczyła mnie tego właśnie mama, która, chociaż ciężko pracowała, zawsze znalazła chwilę na lekturę. Bywało, że zasypiała z książką na nosie.
Jak przekonuje Dariusz Florek, dyrektor Białogardzkiej Biblioteki Publicznej, zwyczaj głośnego czytania to coś więcej niż tylko wyrabianie odruchu sięgania po książkę. – U mnie w domu to jest prawdziwy wieczorny rytuał i trudno sobie wyobrazić, że ja czy żona nie siadamy z książką w pokoju syna, żeby poczytać mu do snu. Nawet po męczącym dniu, kiedy mi się nie chce, wiem, że to bardzo ważne dla niego. To zupełnie co innego niż włączenie dziecku bajki w telewizji – tłumaczy dyrektor Florek. – Widać odzew tej akcji, szczególnie porównując statystyki odwiedzin w kwietniu i maju. Najliczniejszą grupę użytkowników stanowią uczniowie oraz emeryci. Czytelniczka rekordzistka wypożycza ok. 300 książek rocznie – cieszy się dyrektor Florek.
Najgorzej wypadają 30- i 40-latkowie. – A to przecież od nich w dużej mierze zależy, czy będą czytać ich dzieci. Dlatego przez wszelkie akcje, które kierujemy do najmłodszych w przedszkolach czy szkołach, staramy się też dotrzeć do ich rodziców. I są już takie efekty, że to właśnie dziecko przyprowadza do biblioteki mamę czy tatę, którzy zakładają karty biblioteczne albo… korzystają z kart swoich pociech – mówi dyr. Florek.
Kasandra Miszkin nie ma wątpliwości, że książka wcale się nie poddała i może śmiało konkurować z cywilizacyjnymi nowinkami. – Jest sto razy lepsza od komputera czy telewizora – mówi z przekonaniem szóstoklasistka, która przyszła poczytać swoim młodszym kolegom. – Lubię czytać i bywa, że pochłaniam jedną książkę na tydzień. To zupełnie co innego niż film, w którym wszystko ma się podane na tacy. Czytając, uruchamia się własną wyobraźnię – dodaje.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |