Jak leczy się w Szpitalu św. Rodziny w Warszawie? W dzień odwołania jego dyrektora, prof. Chazana, warto przypomnieć.
– Czy wiedziałam, jak się „terminuje”? Nikt mi oczywiście nic nie powiedział. Zaczęłam szukać w internecie... – pierwsza łza, ciemna od tuszu, spływa po policzku Mirki.
Mirka czyta więc artykuły niepozostawiające złudzeń: „ciąża terminowana” to zabity człowiek. Koniec. Dopuszczała taką możliwość?
– Wtedy nie znałam innego rozwiązania! Byłam tak przybita i osaczona, że nie sądziłam, że mam inne wyjście. Zresztą gdy teraz rozmawiam z rodzicami, których dzieci były bardzo chore, widzę, że nasze doświadczenia pokrywają się. Rodzinom, które oczekują na chore dziecko, najczęściej towarzyszy beznadzieja i brak pomocy. Niewiele otrzymuje alternatywę…
Mirka jednak zaczęła szukać sama. Głównie przez internet. – Baliśmy się tylko, że gdy znów pójdziemy do lekarza, po raz kolejny usłyszymy „radę”, by zabić. A gdyby nawet nasze dziecko miało szybko umrzeć jeszcze w moim brzuchu, to chcieliśmy, by było traktowane jak człowiek. Nie jak „obumarły, chory płód”.
Mirka więc szpera we wszystkich możliwych tekstach, przekopuje fora dla matek. Co robić? Jak pochować? Jak się wystarać o wszystkie papiery? Z mężem wymyślili, że jeśli zacznie się poród i trafią do pobliskiego szpitala, pokażą zawczasu odpowiednie paragrafy, by mogli godnie pożegnać dziecko.
– W końcu jednak natrafiłam na informacje o warszawskim szpitalu Świętej Rodziny. Jeden artykuł, drugi. Podobno od kilku lat, dzięki dyrektorowi szpitala, jakiemuś prolajferowi, dobrze tam się dzieje. Podobno godnie przyjmują wszystkie dzieci: duże i małe. Nie tylko donoszone i zdrowe. Podobno po ludzku traktują tam całe rodziny, które czekają na chore dzieci. Podobno…
Mirka wysłała mejl z prośbą o pomoc. Adres wzięła po prostu ze strony internetowej. Odpowiedź przyszła błyskawicznie: mają się z mężem zgłosić na izbę przyjęć w kolejny wtorek.
– Byłam zdziwiona, nie bardzo wierzyłam, że ktoś odpisze. Ale spakowaliśmy się i pojechaliśmy w ciemno. Bałam się, bo przecież nikogo tam nie znaliśmy, nie mieliśmy nawet skierowania. Jechałam zrezygnowana i nieufna. Spodziewałam się raczej, że i tak spotkamy „usłużnych” lekarzy, którzy z „dobrego serca” zobaczą w moim dziecku… potworka.
Spokój
Wtorek, izba przyjęć. Doktor Ewa Prokop robi wstępne badania. Kolejne wykonuje dr Jerzy Zwoliński, słynny specjalista od USG prenatalnego.
Potwierdza diagnozę: to tzw. obrzęk ogólny. Na co chore jest dziecko? Nie wiadomo. Potrzeba dalszych badań. Ale nie ma większych nadziei. W całej karierze dr. Zwolińskiego tylko w przypadku jednego dziecka obrzęk cofnął się samoistnie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |