Szpital nie z tej ziemi…

Jak leczy się w Szpitalu św. Rodziny w Warszawie? W dzień odwołania jego dyrektora, prof. Chazana, warto przypomnieć.

Mirkę przeniesiono z patologii ciąży na ginekologię. Żeby nie musiała wsłuchiwać się w zapis KTG – w serduszka dzieci innych pacjentek. Noc przeryczana, bezsenna. Następnego dnia podano leki naskurczowe, rozpoczął się poród.


Wieczorem 18 września Mirka urodziła Jakuba.

Pożegnanie 


Następnego dnia rodzicom towarzyszyła położna Hanna Kulczycka, która dokładnie informowała o prawach, które przysługują rodzicom po stracie.
 


– To było znów… nie z tej ziemi. Położna mówiła mężowi, dokąd ma iść, do jakiego biura, do którego pokoju. Opisywała wręcz, jak wygląda pani urzędniczka, która go przyjmie… – wspomina Mirka. – My nie mieliśmy głowy do urzędów i papierologii, a dzięki wsparciu pani Hanny, dzięki procedurom, którymi się posługiwała, szybko udało się pozałatwiać formalności pogrzebowe. Wiedziałam też, że przysługuje mi urlop macierzyński.


– Kiedy jeszcze byłam w sali szpitalnej, wszedł do nas jakiś człowiek. Łysawy, starszy, taki cichy i dostojny. Przedstawił się, ale wtedy nazwisko „Chazan” nic mi właściwie nie mówiło. Wiedział o naszej stracie. Złożył kondolencje. Mówił, że w szpitalu zrobią wszystko, by nam pomóc pożegnać synka – wspomina Mirka. – Czułam, że on naprawdę nam współczuł! Dopiero później dowiedziałam się, że przyszedł do mnie dyrektor szpitala. To było… nie z tej ziemi. Potem dopiero dotarło do mnie, że to przecież on stworzył cały ten dobry, ludzki zespół. I cały szpital! To dzięki niemu dzieci takie jak nasz Jakub odzyskują godność! Nawet mu nie podziękowałam…


A potem znów Nowakami zajęła się położna. Spytała: „Chcecie pożegnać synka”? Niby chcieli. Ale… – Położna zaprowadziła nas do malutkiego pokoju przypominającego kaplicę. Panowała tam cisza, byliśmy wyłączeni z ruchu całego szpitala. Wtedy pani Hanna, tak delikatnie i z wielką uwagą, przyniosła Kubę zawiniętego w białą pieluszkę. Dała mi go na ręce. Trzymałam zawiniątko i… bałam się je odwinąć. Chyba cały czas miałam w głowie, że przecież trzymam „chory płód”. Bałam się, że widok byłby zbyt straszny – Mirka milknie.


Położna po chwili sama delikatnie odsłoniła pieluszki. Rodzice ujrzeli Kubusia.


Był… śliczny. Doskonały. Dzidziuś. Miał maleńkie paluszki, które policzyli. Miał maleńkie uszka, które zachwyciły. I miał nosek identyczny jak ojciec – długi i prosty.


– Wtedy raz na zawsze z naszych głów zniknął fałszywy obraz „zniekształconego potworka z obrzękiem”. Poznaliśmy swoje przepiękne dziecko, które poszło do nieba. Mogliśmy je świadomie pokochać.


Kilka dni później Msza św., cmentarz. A potem żałoba. Trudna, bo po ukochanym Kubusiu.


– Z perspektywy czasu dociera do mnie, że gdybym nie trafiła na Madalińskiego, nie dałabym rady pogodzić się ze stratą. Nie wiem, jak wyglądałoby nasze małżeństwo – mówi Mirka, a jej oczy pogodnieją. – Tak, jak zostaliśmy potraktowani w Świętej Rodzinie przez zespół prof. Chazana, powinny być traktowane wszystkie matki, których dzieci są chore. Przykład godny naśladowania…


Niedługo Mirka z Jarkiem przyjadą do Warszawy na kolejne badania. I po prostu podziękować.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg