Przyjechali Francuzi z wymiany międzynarodowej. Ze szkoły medycznej. Razem z nimi dyrektor Domu Pomocy Społecznej w Paryżu. I dziwił się, że wśród starych ludzi pracuje tylu młodych. We Francji to się nie zdarza.
Zakład Opiekuńczo-Leczniczy przy Domu Świętego Józefa w Katowicach. Wewnątrz dużo światła, zieleń. Pacjenci ubrani nie w piżamy, ale w swoje osobiste domowe rzeczy. – Nasze podopieczne dopominają się, żeby je uczesać, pomóc pomalować paznokcie. Zakładają biżuterię, apaszki. Chcą się czuć piękne i zadbane – tłumaczy Karina Świątek, kierownik.
Zakład od 2009 roku funkcjonuje jako samodzielna jednostka w strukturach Domu Świętego Józefa. W tym domu mieszkają emerytowani księża archidiecezji katowickiej. Na ile pozwalają im siły, pomagają także pracownikom zakładu. Pacjentom towarzyszą pielęgniarki, opiekunowie medyczni, rehabilitanci, terapeuci zajęciowi. Do dyspozycji jest psycholog. Oczywiście zapewniona jest kompleksowa opieka medyczna. Pacjenci, którzy funkcjonują o własnych siłach, często spędzają czas razem – ze sobą i pracownikami. – Sami podkreślają, że teraz to jest także ich rodzina – mówi pani Karina. – Martwią się o pracowników, znają ich problemy życiowe. Interesują się ich sprawami rodzinnymi, dziećmi. W jakimś stopniu uczestniczą w naszym życiu prywatnym.
Wchodzimy na salę. Na czysto posłanym łóżku siedzi starsza pani. Umalowane usta, na szyi korale. Wokół unosi się delikatny zapach perfum. – To jest pani Urszula. Nasza gwiazda na oddziale – przedstawia pani kierownik. Pani Urszula opowiada o sobie. Pochodzi z nauczycielskiej rodziny. Jej mąż wykładał na Uniwersytecie Śląskim. Niestety zbyt szybko zmarł. – Podobnie jak mój syn – starsza pani smutnieje. – Ale mam wspaniałą synową i wnuczkę. Pani Urszula pisze dziennik. Jeden zapisany zeszyt przekazała już rodzinie. – Nie wiem, co się z nim stało. Nie dopytuję – śmieje się. – Ale myślę, że po mojej śmierci to piękna pamiątka byłaby: moje myśli, emocje przelane na papier, codzienne czynności, które wykonuję...
Na terenie zakładu funkcjonują dwa oddziały. Jeden świadczący stacjonarną opiekę długoterminową nad pacjentem przewlekle chorym w ramach kontraktu z Narodowym Funduszem Zdrowia. I drugi – dysponujący miejscami komercyjnymi krótko- i długoterminowymi. Pani Karina oprowadza nas po oddziałach. Czysto, ciepło, domowo. Obok na wózku siedzi staruszka. Przechodzi młody człowiek z personelu medycznego. Czułym gestem poklepuje ją po ramieniu. Starsza pani podnosi głowę, rozpromienia się. – Młode osoby przychodzą do nas na praktyki i często zostają, nie tylko jako pracownicy, ale także w ramach wolontariatu – opowiada pani kierownik. – Na początku taki młody człowiek czuje się skrępowany. Boi się, czy nie złapie pacjenta zbyt mocno. Martwi się, czy to nie on źle podał szklankę, bo herbata się rozlała. Niepokoi się, że nie potrafi zrozumieć tego starszego człowieka, który ma problem z komunikacją, a forma jego wypowiedzi nie do końca jest logiczna. Trzeba przełamać taką barierę wewnętrzną.
W rogu jadalni mała choinka. Pięknie udekorowana ozdobami ręcznie wykonanymi na szydełku. – To dzieło pani Ani, naszej podopiecznej – wyjaśnia pani Karina. – Przez cały rok szydełkowała te ozdoby. Pani Ania Herman siedzi na wózku. Pogodna, odprężona. – Czasu mam dużo – uśmiecha się. – Co tu robić? Przypomniałam sobie, że szydełko jest wdzięcznym przyjacielem na długie dni. Przyszłam tu w bardzo złym stanie fizycznym – opowiada o sobie. – Byłam bardzo ciężko chora. Dosłownie postawili mnie tu na nogi. Jak się czuję? Mam taką szczęśliwą osobowość, że zawsze jest mi w życiu dobrze.
Pracownicy czują się zżyci z podopiecznymi. Dlatego czasem ciężko przeżywają ich odejścia. – Nie zostawiamy emocji za drzwiami – tłumaczy pani kierownik. – Świadomie wchodzimy w relacje z pacjentami. To też jest profesjonalizm. Oparty na spotkaniu.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |