Wyrwani przed laty z rodzinnej ziemi przyjechali tu pełni nadziei na nowe życie. Dziś wspominają pełni wzruszeń i emocji.
Tu są moi rodzice! – mówi wzruszony Paweł Kasprzak, spoglądając na fotografię. – Nie miałem pojęcia, że mają takie zdjęcie. Ja urodziłem się w 1963 roku, a to zdaje się powstało w latach 50. Na tym zdjęciu chyba jeszcze nie są małżeństwem. Widać, że są zakochani. Z opowieści wiem, że tata przyjechał tu pierwszy, mama kilka lat później. Tutaj założyli rodzinę.
Zatrzymani w kadrze
Na terenie Walimia ustawiono 16 tablic, na których umieszczono fotografie zrobione na przełomie lat 40. i 50. XX wieku. Ukazują ówczesnych mieszkańców w różnych sytuacjach. Tablice stoją dokładnie w tych samych miejscach, w których zdjęcia były wykonywane przez Filipa Rozbickiego, fotoamatora i pierwszego powojennego organistę w walimskim kościele św. Barbary.
W obecności prawie 300 mieszkańców Walimia tablice odsłoniły osoby, które ponad pół wieku temu uwiecznił Rozbicki. Byli to m.in. 92-letni Józef Gabrielewski, żołnierz II Armii Wojska Polskiego, uczestnik walk podczas operacji budziszyńskiej, Edward Gręda, jeden z pierwszych osadników, i pani Szymkiewiczowa, która przyjechała do tutejszych zakładów lniarskich pod koniec lat 40. Strażak Feliks Strzop odsłaniał tablicę, na której był jego ojciec Henryk Strzop. Tablicę ze zdjęciem Filipa Rozbickiego, autora wszystkich fotografii, odsłonił jego przyjaciel Jan Czarnecki, zesłaniec z Kazachstanu.
– Jestem szczęśliwy, że to wszystko się udało, bo chciałem, by jak najwięcej osób te fotografie zobaczyło – mówi z radością Łukasz Kazek, pomysłodawca ustawienia starych zdjęć na ulicach Walimia. – To jest zaledwie 16 z ok. 800 zdjęć, jakie mamy. Teraz przygotujemy z nich pokaz audiowizualny i pokażemy go już za kilkanaście dni, 20 czerwca, podczas festiwalu kuchni polowych. Mam nadzieję, że powstanie album „Ludzie z klisz”. Chcemy też spisać wspomnienia tych, którzy odnaleźli się na zdjęciach, i tych, którzy odnaleźli rodziców, sąsiadów, przyjaciół.
Mieszane uczucia
70 lat po przybyciu pierwszych transportów Polaków, wysiedlonych z Kresów Wschodnich i osiedlonych na Ziemiach Zachodnich, Dolnoślązacy wspominają rok 1945 i kolejne lata jako pełne sprzeczności i chaosu, gdzie radość z ocalenia mieszała się z tęsknotą za utraconym domem. Przesiedleńcy, którzy przybywali z Wołynia, Wileńszczyzny i Nowogródczyzny, często zastawali w nowych domach jeszcze poprzednich właścicieli lub szabrowników, którzy na terenach wyzwolonych kradli wszystko, co miało jakąś wartość.
Osadnicy przywieźli ze sobą ogromny bagaż wojennych przeżyć. Wspomnienia sowieckiej i hitlerowskiej okupacji, a często także zbrodni ukraińskich nacjonalistów. Przywieźli również tęsknotę za bezpowrotnie utraconą ziemią ojców, gdzie hasło „Bóg, Honor, Ojczyzna” było autentycznym drogowskazem życia. – Dziś, w tę szczególną rocznicę, my, przedstawiciele kolejnych pokoleń, wnukowie i prawnukowie dzielnych repatriantów kłaniamy się im z szacunkiem, oddajemy cześć i zapewniamy, że zawsze będziemy pielęgnować pamięć o naszych przodkach, bo pamiętając o korzeniach, dbamy o naszą przyszłość – mówiła przedstawicielka młodzieży z walimskich szkół przed wzruszającą inscenizacją artystyczną, pokazującą przyjazd osadników.
Już sami rządzą
– 70 lat temu zaczęli przyjeżdżać tu pierwsi osadnicy – mówi Adam Hausman, wójt gminy Walim. – Pochodzili z różnych stron Polski. Wiązali z tym miejscem swoje nadzieje. Od roku odwiedzamy wszystkich mieszkańców, którzy skończyli 90 lat i więcej. Rozmawiamy o tym, jakie koleje losu sprawiły, że tu przyjechali i są do dziś. Muszę podzielić się chyba najważniejszym spostrzeżeniem – nikt nie żałuje, że tu przyjechał. A pojawili się z różnych powodów. Jedni wracali z robót w Niemczech, inni szukali tu pracy, jeszcze inni przyjeżdżali z miłości za swą ukochaną czy ukochanym. To są piękne historie. Ci ludzie tworzyli tę miejscowość przez 70 lat.
Walimska uroczystość miała podwójny charakter. 27 maja świętowano również 25. rocznicę powstania samorządu. Wbrew pozorom odległe wydarzenia mają ze sobą bardzo wiele wspólnego. – Przez dziesiątki lat tutejsi osadnicy żyli w ciągłej niepewności, czy pozostaną tu na długo – tłumaczy Adam Hausman. – Rok 1990 okazał się przełomem. Wtedy zrodziło się społeczeństwo obywatelskie. Oddano władzę samorządom. Ludzie poczuli, że to jest ich miejsce, i tylko od nich zależy, jak wygląda. Nie obchodzilibyśmy 25-lecia samorządu, gdyby 70 lat temu nie pojawili się tu osadnicy. To oni stworzyli wiele rzeczy od podstaw, z których dziś wszyscy korzystamy.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |