Wcale nie chodzi o zasypanie dzieci atrakcjami. Trudno zresztą przebić ofertę mediów, z którymi na co dzień niemal się nie rozstają. Chodzi o coś więcej. O dobre chrześcijańskie wychowanie.
Dzieciaki, które przyjechały na tegoroczne kolonie organizowane przez Caritas, pochodzą w większości z miast naszej diecezji, tych z wiosek jest niewiele. Plażowanie, zwiedzanie, rejsowanie po Bałtyku to bezsprzecznie atrakcje wypoczynku w Kołobrzegu, a jednak maluchom trudno wejść w rytm wypoczywania. To już pokolenie wychowane w czterech ścianach, przedkładające zabawę multimedialną na wysoko wyspecjalizowanym sprzęcie nad ganianie z rówieśnikami do zmierzchu.
Ognisko ich nie „grzeje”
Popołudnie na terenie ośrodka. Znad ogniska zaczyna unosić się przyjemny dym. Niemal czterdziestka dzieci schodzi się wokół, biorą patyki, smażą kiełbaski. Niby wszystko gra, ale czegoś brakuje. Wychowawcy z przykrością obserwują, że dla ich podopiecznych ognisko to żadna atrakcja. – Kiedy je rozpaliliśmy, nie czuły, że to coś fajnego – ubolewa koordynator i kierownik kolonii Caritas Krzysztof Dzietczyk. – Nie było frajdy i ochoty do zabawy. Trącały się jedno o drugie. Każde z nich przeżywało to indywidualnie. Choć to było już po kilku dniach integracji. K. Dzietczyk jest świadomy, że dzieci wolałyby spędzić ten czas w pokoju, z komórką, internetem. Tam znajdują emocje. Ognisko – przy punktach nabijanych podczas gry choćby na prostych platformówkach – niestety wysiada.
Wystarczyło, że decyzją podjętą jednogłośnie przez wychowawców i rodziców, zapytanych o zdanie telefonicznie, odebrano dzieciom telefony komórkowe na kilka godzin. – To było tylko pół dnia, z czego duża część była wypełniona programem wspólnych zajęć, a zachowanie dzieci objawiało symptomy pewnego uzależnienia od komórki, od gier – zauważa wychowawczyni Ewelina Stokowska. – Dzieciaki po prostu nie wiedziały, co ze sobą zrobić, czym wypełnić czas. Było dużo fochów, a nawet buntów, obrażeń, tupnięć. Niektóre wręcz płakały z powodu braku komórki. Ale pracownicy Caritas nie dają się przekabacić maluchom.
– Właśnie dlatego tak ważne jest wychodzenie na łono natury, zabawy pod gołym niebem – stawia sprawę po męsku K. Dzietczyk. – Dzieci nie są jeszcze w pełni ukształtowane psychicznie, społecznie, potrzebują rozwijać się w warunkach naturalnych, nie wirtualnych. Nie możemy rezygnować, musimy próbować odrywać je od gadżetów. Tutaj wychodzimy każdego dnia kilka razy – nad morze, na plac zabaw przy ośrodku, do miasta, na spacer.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |